Na tropie (nie)bezpieczeństwa
Wciąganie dziecka w grę i konflikt między dorosłymi jest z całą pewnością godne potępienia i najwyższą nieodpowiedzialnością rodziców. To są bardzo trudne sprawy gdzie rodzice wyrywają sobie na przykład 2 latka, jeden ciągnie za rączkę, drugi, dosłownie za nóżkę. Porywają je, wywożą do różnych krajów… Nie można dziecku zrobić większej krzywdy, jak indoktrynując je przeciwko drugiemu z rodziców. O rodzicielskich porwaniach i trudach pracy detektywa z Arkadiuszem Andałą rozmawia Magdalena Łyczko.
Co jest najtrudniejsze w pracy detektywa?
W mojej branży jest wiele trudności związanych z osiągnięciem celu zlecenia wyznaczonego przez klienta, ale ponieważ wszystkie rzeczy są obliczalne i mierzalne, to tylko kwestia właściwej oceny niewiadomych, ryzyka, ustalenia drogi, algorytmu czynności jakie podejmę, żeby dojść do prawdy i faktów. Opracowuje się plan działania i punkt po punkcie realizuje go. Później pojawia się wiele różnych niewiadomych i to może być kłopot. Niewiadome mogą okazać się martwym punktem w sprawie i musimy szukać innych dróg do osiągnięcia celu zlecenia. Najtrudniejsze sprawy są zazwyczaj takie, kiedy upłynęło wiele lat od czasu zdarzenia do złożenia w naszej firmie zlecenia w tej sprawie. Nigdy nie obiecuję klientom złotych gór, jednak miło, gdy uda się je zawodowo w zleconej sprawie zdobyć.
A jeśli chodzi o trudność konkretnej ze spraw?
Każda jest trudna, może to zabrzmi trochę propagandowo, ale w jaki sposób mam je wartościować? Kiedy przychodzi kobieta i mówi, że w środku nocy wyszła z domu jej 17 –letnia córka i nie ma jej już 5 dni… albo, że wyjechała do Londynu lub Irlandii… Jeździmy, nie tylko po Europie, ale też po innych kontynentach i mamy ją odnaleźć… Nie da się tutaj wartościować, bo dla każdego to dramat, więc taką samą sprawą i trudnością było dla mnie skuteczne poszukiwanie sprawcy zaginięcia, a jak się okazało — zabójstwa Ministra Wróbla, co zaginięcie jakiegokolwiek dziecka, które uciekło z domu.
Tata detektyw… Czy w wychowaniu dzieci przydały się zdobyte umiejętności?
Mam dwoje dzieci. Córka ma lat 20, a syn 17 lat, przechodziłem i przechodzę w jakimś sensie całą procedurę związaną z zapewnieniem im bezpieczeństwa. Od najmłodszych lat była to prewencja. Dziecku trzeba ufać, oczywiście na miarę jego wieku i na miarę zagrożenia, które się wokół niego pojawia. Jeżeli w procesie zapewnienia dziecku bezpieczeństwa wychowujemy je w „złotej klatce” to później gdy znajdzie się na otwartej przestrzeni, a nigdy wcześniej nie miało jakiejkolwiek swobody, choćby minimalnej, natychmiast zgubi się i popełni wiele błędów. Oczywiście że zdobyte przeze mnie umiejętności były i są przydatne w wychowaniu dzieci, jednak nie wyolbrzymiałbym ich, bo do wychowywania dziecka podstawowymi parametrami są ludzkie okazywanie im miłości, ale też odpowiedzialności i wyobraźni w procesie wychowawczym.
Jakie niewiadome mogą wystąpić w przypadku poszukiwań rodzicielskiego porwania?
Powiedziała pani porwania. Trzeba jasno powiedzieć, nie każde zaginięcie jest porwaniem. Dziecko może wyjść z domu i może wpaść do rzeki, może stać się nieszczęście. Może zginąć w wypadku lub zaginąć w lesie, gdy nie ma ciała i nie ma zwłok, więc najpierw trzeba ocenić stan rzeczy.
Jeżeli mamy do czynienia z porwaniem, to te czynności zmierzają po pierwsze do uwolnienia, miejmy nadzieję, że żywego dziecka, a jeżeli nie żyje, albo są symptomy bądź dowody, że ono nie żyje, to do ujawnienia miejsca znajdowania się tych zwłok i do zatrzymania sprawców, czy sprawcy takiego zdarzenia. Zawsze pojawiają się kłopoty, komplikacje, ale to jest właśnie istota mojej pracy. Pokonywanie kłopotów, czyli znajdowanie nowych dróg, takich nitek, po których dojdzie się, do przysłowiowego kłębka. Przy rodzicielskim uprowadzeniu sprawca musi się liczyć nie tylko z konsekwencjami prawnymi czynu, ale również poniesieniem odpowiedzialności za udrękę dziecka na jakie jest narażone w czasie ukrywania się i tułaczki z nim. Często niewiadomą jest pytanie, czy dziecko jest w tym czasie zdrowe i nie wymaga opieki medycznej. Rodzic, który uprowadził dziecko często w tym czasie indoktrynuje je i manipuluje wytwarzając fałszywy i negatywny obraz drugiego rodzica czyniąc dziecku tym samym nieobliczalne krzywdy.
Jakie błędy najczęściej popełniają rodzice?
Mydlimy dzieciom oczy i straszymy je różnymi fikcyjnymi postaciami chcąc w ten sposób przymusić je do oczekiwanych przez nas zachowań — wyrabiając w dziecku stany lękowe i fobie, które dają o sobie znać już w dorosłym życiu. W zależności od wieku dziecka, trzeba mu pokazywać, jaki jest świat w rzeczywistości. Nie uda się oczywiście uniknąć różnych błędów, ale i one mogą mieć walor wychowawczy, pod warunkiem, że błędy zostały szybko zdiagnozowane i wdrożyliśmy procedurę naprawczą. Nie sposób zapobiec, aby dziecko nie znalazło się w pobliżu osób i miejsc, gdzie znajdują się papierosy, alkohol, czy nawet narkotyki… ale umówmy się, my na to nie mamy wpływu, bo nie jesteśmy 24 godziny na dobę z dziećmi, więc mają z tym kontakt w szkole, mam tu na myśli środowisko rówieśników lub osoby starsze spoza szkoły.
W ramach prowadzonego przez naszą firmę programu „Bezpieczna Szkoła” zorganizowałem kiedyś spotkanie z 40 dyrektorami szkół, średnich, gimnazjalnych. Na moje pytanie w jakich szkołach są narkotyki, usłyszałem odpowiedź: w żadnych! Czyli wynikałoby, że nie ma narkotyków w szkołach. A po spotkaniu odebrałem całą masę telefonów od pedagogów szkolnych, którzy pragnęli zachować anonimowość, przekazali mi to, co ja wiedziałem czyli, że wszystkie używki od papierosów, alkohol po narkotyki i przemoc są obecne w szkołach i poza szkołą, Oczywiście nie ma szkół, gdzie narkotyki kupuje się z szuflady, bo nie dyrektor jest dilerem. Nie jest też ochroniarzem… a szkołę trzeba zabezpieczać i działać więcej w sprawie bezpieczeństwa dzieci. To proces nieskończony.
To jak je chronić?
Dziecko nie będzie bezpieczne, jeśli nie zazna bezpieczeństwa w domu, nie zaaplikujemy mu miłości i racjonalnego wychowania. Nie możemy jednak przesadzać i wychowywać dziecko pod kloszem, pilnować i dozorować przez całą dobę. Jest coś takiego, co nazywam małpią miłością. Zapominamy, że dzieci wychowujemy nie dla siebie, tylko dla innych i to nie ma być mały egoista, tylko człowiek, który w obliczu kiedy jest świadkiem zła nie będzie się odwracał na pięcie. Dlatego, dziecku trzeba pokazywać rzeczywistość. Oprócz piękna tego świata uświadamiać, jak reagować na zło i wyciągać konsekwencje. Jeżeli dla bezpieczeństwa dzieci, będziemy je tresować jak zwierze, to potem ucieknie, gdzie będzie chciało — jak przysłowiowy ”łańcuchowy pies z budą.” Przykładów z pracy mam aż nadto. Ucieczki z domów to często przyczyna zbyt dużej dyscypliny. Jednak z drugiej strony — w żadnym wypadku wychowywanie w stylu — „róbta co chceta”! Ufajmy, ale też kontrolujmy. Choć nigdy nie przeglądałem dzieciom kieszeni, nie szperałem w komputerze, a jak mało kto mam możliwości… Musi być jednak właściwa proporcja między zaufaniem, a racjonalną kontrolą poczynań dziecka.
Co jeszcze?
Nową chorobą cywilizacyjną jest nieustająca pogoń za dobrobytem. Tutaj jest makiawelizm na całego, po prostu cel uświęca środki — chcemy mieć, posiadać, a najlepiej bez wysiłku. Zaczynając od „galerianek”- młodocianej prostytucji, chęci łatwego życia minimalnym wysiłkiem. Jest też sporo towarzyszącej patologii: kradzieże, bójki, pobicia, a czym jest dzisiaj problem tzw. kiboli stadionowych, jak nie sposobem na życie wobec braku alternatywy? Mam na myśli braku pracy i to sensownie płatnej. Wytwarzamy dzieciom przekonanie, że dobre życie człowieka to nieograniczony dostęp do dóbr materialnych, a jedynym jego sensem staje się pogoń za tymi dobrami. Nie możemy zapomnieć o rozwoju sfery duchowej dziecka, o humanizmie, istocie człowieczeństwa. Ok, moralizuję, a może nawet hamletyzuję, ale bez strony etycznej, moralnej, nie ma właściwego bezpieczeństwa dziecka, które samo musi wiedzieć co jest dobre, a co złe — podejmując jakąś własną decyzję, oczywiście proporcjonalnie do jego wieku. Starajmy się być autorytetem dla dziecka, ale nie na siłę, tylko poprzez własną postawę wobec życia i problemów z jakimi musimy się borykać. Nigdy nie pozowałem przed dziećmi na człowieka nieomylnego lub niepopełniającego błędy. Gdy popełniamy błędy, trzeba umieć się do nich przyznać i zwyczajnie je naprawić. To jest jeden z kluczy do właściwych relacji z dziećmi.
Czy w polskich szkołach jest bezpiecznie?
Śmiem twierdzić, że polskie szkoły są bezpieczne i zaznaczam, że nie mam żadnej umowy z Ministerstwem Edukacji Narodowej, ani nie działam na niczyje zlecenie. Moje dzieci chodziły do publicznych szkół i to był mój wybór. Tworzenie szkół elitarnych z jedynym kryterium — bogaty portfel rodziców — to w mojej ocenie pomyłka. Czym innym jest szkoła tematyczna, na przykład sportowa, która ma za zadanie wykształcić przyszłego mistrza. Jeżeli tworzymy grupę „złotej , bananowej młodzieży” moim zdaniem wprowadza się ich w błąd wytwarzając mylne przeświadczenie „jesteście najlepsi”, wy jesteście „elitą”, w domyśle — macie bogatych rodziców… Można by długo mówić. Później ta sama młodzież spotyka się z rzeczywistością na ulicy, dyskotekach, wakacjach — i kompletnie z nią przegrywa ulegając różnym pokusom. Znam wiele takich przypadków, jednak to nie reguła.
Czy po tylu latach pracy szukanie lub odzyskiwanie dzieci budzi w Panu jakieś emocje?
Wzruszam się, ale po pracy. Jestem jak chirurg, jeżeli w pracy zadrży mi ręka, popełnię błąd. Moja praca wiąże się z ludzkim życiem i dramatami. Do biur detektywistycznych trafiają klienci w bardzo różnym stanie emocjonalnym. Najczęściej w bardzo złym, dlatego że po drodze sami wykonali masę czynności poszukiwawczych: byli u prawników, na policji — często nie przyniosło to oczekiwanego przez nich efektu. Ich skala oczekiwań jest bardzo wielka, podobnie jak roszczenia, co nawet rozumiem, choć zupełnie nie uwzględniają realiów i stanu faktycznego. Bywa, że próbują kierować moimi ruchami, manipulować mną, uważając, że przysłużą się rozwiązaniu sprawy. Jeżeli dochodzimy do jakiegoś trudnego punktu i nie ma przełomu, gra mi się na emocjach w bardzo różny sposób. Od wpędzania w poczucie winy, przez wymuszanie współczucia, emocjonalnych scen z płaczem, oskarżeniami, czasem banalnymi i absurdalnymi itp. Mam bardzo wiele empatii do ludzi, ale nie mogę wyjąć chustki i ronić łez. Muszę mieć dystans do sprawy i podejmować decyzje po to, żeby osiągnąć cel postawiony przez klienta.
Nie może Pan ulegać emocjom w trakcie pracy, ale w jaki sposób dochodzi Pan do siebie, przecież zdarzają się sytuacje tragiczne…
To trudne zajmować się np. sprawą zbrodni, a po powrocie do domu błyskawicznie o tym zapomnieć, nie myśleć. To jest chyba nawet niemożliwe, ponieważ nawet wtedy spekuluję na temat prowadzonej sprawy. Jednak odreagowuję jak każdy normalny człowiek.
Idę do teatru, kina albo zwyczajnie z przyjaciółmi na drinka. Uciekam w książki. które od dziecka kocham czytać. Bardzo lubię też pobyć sam ze sobą — to świetny sposób na odreagowanie od stresu, jadę w góry lub nad morze. Wybieram odludzia gdzie mam kontakt z przyrodą. Parokilometrowy spacer pustą plażą to świetne ładowanie wewnętrznych akumulatorów. Piękna sprawa! Jednak nie jestem typem samotnika — bardzo lubię i cenię towarzystwo przyjaciół i znajomych, niekoniecznie związanych z moją branżą. Lubię dyskutować, ale też i słuchać opinii innych, którzy mają na różne kwestie odmienne zdanie niż ja. Poznawanie nowych ludzi to również moja pasja, każdy ma swoją „mądrość życiową” i bagaż doświadczeń, dzielenie się nimi to prawdziwa przygoda. Może to zabrzmi banalnie i mało oryginalnie ale nie jestem pasjonatem dżentelmeńskich rozrywek typu tenis czy golf. Kocham sport, szczególnie sporty walki, które przez wiele lat uprawiałem w młodości, ale obecnie już tylko kibicuję innym zawodnikom.
Jaką rolę w pana pracy odgrywa intuicja?
Intuicja jest bardzo ważna, ale nie traktuję jej jako element paranormalnych umiejętności, raczej jako wieloletnie doświadczenie. Oficer prowadzący śledztwo na przykład w sprawie o zabójstwo ma obowiązek być na sekcji zwłok i na miejscu zbrodni. Musi wczuć się w miejsce, stworzyć sobie wyobrażenie dotyczące tego zdarzenia. Intuicja jest pochodną tych mierzalnych faktów. Często intuicja podpowiada mi właściwe tropy, jednak weryfikuję je gromadzonymi dowodami. Kobiety prezentują inny rodzaj intuicji.
Co robić gdy nieletnie dziecko nie wraca na noc?
Zanim postawimy na nogi wszystkie służby porządkowe, czy ścigania, sprawdźmy u koleżanek, kolegów. Ale trzeba wiedzieć w jakim towarzystwie dziecko przebywa. Rodzice, często nie mają pojęcia z kim się dziecko zadaje. Warto brać poprawkę, że może nas okłamać. Musimy ustalić kto jako ostatni raz je widział? Jeżeli okazuje się, że pod wskazanym adresem przez kolegów nie ma dziecka, warto być szczerym i uprzedzić, że , „zaraz zadzwonię na policje”. Jeśli wtedy nie uzyskamy nowych informacji, to rzeczywiście trzeba powiadomić organy ścigania.
Kiedy dzieci uciekają z domu?
Wiosną i przed wakacjami. Temat podzieliłbym na dwa wątki, są ucieczki z domu związane z końcem roku szkolnego, gdzie z powodu złych ocen boją się wrócić do domu i są też ucieczki miłosne, wakacyjne, gdzie poznaje się dziewczynę, chłopaka… Nie umiałbym oszacować dokładnie ile skutecznie zrealizowałem takich poszukiwań, ale bardzo wiele. Gdzieś poznają się na dyskotece… czasem uczucie rozchodzi się po kościach, a czasem kończy się ciążą — córka wraca do domu z dzieckiem na ręku. To jest jeszcze najłagodniejszy skutek, bywa znacznie gorzej, gdy dziewczyny wywożone są do agencji towarzyskich do krajów Europy Zachodniej. W Wiedniu odbiliśmy 17-letnią dziewczynę z Krakowa, która pod pretekstem obietnicy pracy i miłości do poznanego chłopaka na dyskotece trafiła do agencji towarzyskiej. Odebrano jej paszport i siłą przetrzymywano. Gdy przywieźliśmy ją rodzicom – radości nie było końca.
Która sprawa trwała najdłużej?
Ta sprawa bardzo mnie bolała, dotyczy zaginionej Joanny Surowieckiej. Szukały jej nie tylko organy ścigania, ale również inni detektywi i jasnowidze. Sprawa była bardzo nagłośniona przez media. Trwała wiele lat, chociaż mi się udało dotrzeć do szantażystki, która wprowadzała organy ścigania w błąd i została za to skazana. Po kilku latach okazało się, że niedaleko miejsca zaginięcia, dziewczyna został została zgwałcona i zabita przez leśniczego. Sprawa wyszła całkiem niedawno, sprawca wpadł w banalny sposób. Postanowił użyć telefonu, który ukradł ofierze, włożył do aparatu kartę sim i z niego zadzwonił. Organy ścigania momentalnie go wyłapały. Ta sprawa bardzo mnie bolała, bo bardzo dużo przy tej sprawie pracowałem, cała moja firma…współczuliśmy rodzinie zaginionej. Powiem tak, jeżeli komuś pomogę i wykryje sprawcę, to jestem dla nich bohaterem, jeżeli nie wykryję, to niestety jestem ten najgorszy, i to jest przykre, oczywiście nie daje po sobie tego poznać, ale nie jestem maszyną… Spraw miałem wiele, wiele więcej dotyczyły zaginionych osób, które kończyły się pozytywnie, mógłbym liczyć dziesiątkami. Niestety nie pokazuje się ich, najczęściej w mediach pokazuje się tragedie, a nie szczęśliwe zakończenia.
Jak jest z rodzicielskimi uprowadzeniami. Obserwowanie jak dwójka kiedyś kochających się ludzi, teraz przeciąga dziecko jak linę…
Wciąganie dziecka w grę i konflikt między dorosłymi jest z całą pewnością godne potępienia i najwyższą nieodpowiedzialnością rodziców. To są bardzo trudne sprawy gdzie rodzice wyrywają sobie na przykład 2 latka, jeden ciągnie za rączkę, drugi, dosłownie za nóżkę. Porywają je, wywożą do różnych krajów… Nie można dziecku zrobić większej krzywdy, jak indoktrynując je przeciwko drugiemu z rodziców. Jeżeli dziecko jest małe, to powinno być przy matce. Z mojego doświadczenia wynika, że spór o dziecko, jest często zasługą babci, która chce mieć dla siebie wnuczkę, wnuka — zastępując w tym momencie biologiczną matkę. Oczywiście zdarzają się też i matki patologiczne, ale nie ja jestem od ferowania wyroków – tylko sądy.
Często odbiera Pan dzieci z rodzicielskich porwań?
Tak. Do firmy trafiają sprawy, które trwają już w sądzie, więc muszę patrzeć i respektować, co orzekł sąd, wiele ich. Jedno z rodziców uprowadza dziecko, uniemożliwia drugiej stronie kontakt. Miałem sprawy gdzie ojciec wywoził, nawet maleństwa… teraz z Holandii spod Amsterdamu przywieźliśmy dziecko. Ojciec więził maleństwo i swoją partnerkę. Nie wypuszczał ich z domu, groził że wywiezie dziecko dalej… Tak, często interweniujemy w takich sprawach, często z małżeństw mieszanych pod względem religijnym czy kulturowym, co jest podłożem sporów małżeńskich i rozwodów. W zleceniach dotyczących uprowadzeń dzieci zjechaliśmy niemal całą Europe, także kraje arabskie, a nawet Afrykę.
Jak Pan wycenia swoja pracę? Czy na detektywa stać tylko elitę?
Jeśli pyta Pani konkretnie o nominał, to poprowadzenie sprawy kosztuje od 2 tysięcy złotych w górę. Czym się rożni moja praca od prawnika? Zazwyczaj prawnik nie ma kosztów swojego działania, a do poszukiwań potrzebny jest zespół ludzi. Działania takie generują znaczne koszty, wiążą się czasem z wielodniową obserwacją określonych miejsc i osób w różnych miastach i krajach. Dlatego też koszty logistyczne (wynajem hoteli, koszty podróży itp.) są wysokie, choć staramy się ograniczać je do niezbędnego minimum. Teoretycznie na wynajęcie detektywa stać każdego, a każda sprawa jest wyceniana indywidualnie po zapoznaniu się z jej specyfiką i skalą trudności. Najczęściej mamy do czynienia z sytuacją, że ktoś uprowadzi dziecko, ale nie zrobił tego, by przebywać z nim pod znanym adresem, tylko po to by się gdzieś ukrywać. Ustalenie miejsca przebywania osoby z dzieckiem czasem trwają 2 dni, a czasem 2 miesiące.
Która z zakończonych spraw była największym sukcesem?
Jest wiele takich spraw. Jedną z nich było odzyskanie, bliźniąt Tomka i Ambry, które wywiózł ojciec w torbach podróżnych. Z ostatnich dni — przetrzymywanie dziecka z matką w Holandii. Babcia zamieszkała w Polsce straciła całkowity kontakt z córką i jej dzieckiem. Nie miała żadnego pojęcia, gdzie to dziecko jest. Odzyskaliśmy je po trzech tygodniach. Największa satysfakcją w tej pracy, nie są pieniądze, ale gdy spotykam kogoś na ulicy po latach i kolejny raz słyszę: Dziękuję! Wszystkie dowody wdzięczności — listy, telefony — to miłe. Na 10 spraw, wykrywam 7, 8… to dużo, ale nie każdą sprawę przyjmuję.
Odmawia Pan? Kiedy?
Tak. Kiedy wiem, że nie dam rady, kiedy wiem, że sprawa jest niezgodna z prawem albo uważam, że ja występowałbym w złej roli. Bywa, że klienci kłamią co do zdarzenia, dopiero w trakcie realizacji dochodzimy do prawdy i do faktów. I to są przykre sytuacje. Mam parę takich perełek w pamięci. Mężczyzna wrzucał roznegliżowane zdjęcia byłej żony do Internetu, chciał ją skompromitować i odebrać dziecko. Do mnie przyszedł „z obawą”, że eksżona jest prostytutką. Kiedy ustaliliśmy, że to jego sprawka, wyrzuciłem go za drzwi. Dosłownie.
Czy rodzina boi się o pana?
Oczywiście, że się bali, teraz już chyba mniej… 25 lat pracy zawodowej. Zaczynałem w policji. Najpierw jako szeregowy policjant, później oficer-komisarz wydziału kryminalnego. Zajmowałem się sprawami dotyczącymi zabójstw, przestępczością narkotykową i zorganizowaną. Może się przyzwyczaili. Wiem, że mają pełne poczucie bezpieczeństwa, ale z oczywistych powodów nie mogę mówić o detalach.
Czego życzy się detektywowi?
Żeby wykrył każdą zleconą mu sprawę i doprowadził do jej zakończenia po myśli klienta. Moja praca to nieustanny i permanentny stres oraz napięcie, trudno po pracy tak od razu wrócić na ziemię. Życzyć więc należy pogody i radości ducha, bo tylko wtedy można efektywnie pracować.
W takim razie życzę tego wszystkiego i dziękuję.
Arkadiusz Andała — prowadzi biuro detektywistyczne “Andała Patrol” specjalizujące się w poszukiwaniu osób zaginionych, sprawców zabójstw, spraw cywilnych, gospodarczych i innych kryminalnych. W 1996 r ukończył Wyższą Szkołę Policji w Szczytnie, przez wiele lat pracował w pomorskiej policji jako oficer operacyjny służb kryminalnych.