Na tropie (nie)bezpieczeństwa

Na tropie (nie)bezpieczeństwa

by -

Wcią­ganie dziec­ka w grę i kon­flikt między dorosły­mi jest z całą pewnoś­cią godne potępi­enia i najwyższą nieod­powiedzial­noś­cią rodz­iców. To są bard­zo trudne sprawy gdzie rodz­ice wyry­wa­ją sobie na przykład 2 lat­ka, jeden ciąg­nie za rączkę, dru­gi, dosłown­ie za nóżkę. Pory­wa­ją je, wywożą do różnych kra­jów… Nie moż­na dziecku zro­bić więk­szej krzy­wdy, jak indok­trynu­jąc je prze­ci­wko drugiemu z rodz­iców. O rodzi­ciel­s­kich por­wa­ni­ach i tru­dach pra­cy detek­ty­wa z Arka­diuszem Andałą roz­maw­ia Mag­dale­na Łyczko.

 

Co jest najtrud­niejsze w pra­cy detek­ty­wa?
W mojej branży jest wiele trud­noś­ci związanych z osiąg­nię­ciem celu zlece­nia wyz­nac­zonego przez klien­ta, ale ponieważ wszys­tkie rzeczy są obliczalne i mierzalne, to tylko kwes­t­ia właś­ci­wej oce­ny niewiadomych, ryzy­ka, ustal­e­nia dro­gi, algo­ryt­mu czyn­noś­ci jakie pode­jmę, żeby dojść do prawdy i fak­tów. Opra­cowu­je się plan dzi­ała­nia i punkt po punkcie real­izu­je go. Później pojaw­ia się wiele różnych niewiadomych i to może być kłopot. Niewiadome mogą okazać się martwym punk­tem w spraw­ie i musimy szukać innych dróg do osiąg­nię­cia celu zlece­nia. Najtrud­niejsze sprawy są zazwyczaj takie, kiedy upłynęło wiele lat od cza­su zdarzenia do złoże­nia w naszej fir­mie zlece­nia w tej spraw­ie. Nigdy nie obiecu­ję klien­tom zło­tych gór, jed­nak miło, gdy uda się je zawodowo w zle­conej spraw­ie zdobyć.

A jeśli chodzi o trud­ność konkret­nej ze spraw?
Każ­da jest trud­na, może to zabrz­mi trochę pro­pa­gandowo, ale w jaki sposób mam je wartoś­ciować? Kiedy przy­chodzi kobi­eta i mówi, że w środ­ku nocy wyszła z domu jej 17 –let­nia cór­ka i nie ma jej już 5 dni… albo, że wyjechała do Lon­dynu lub Irlandii… Jeźdz­imy, nie tylko po Europie, ale też po innych kon­ty­nen­tach i mamy ją odnaleźć… Nie da się tutaj wartoś­ciować, bo dla każdego to dra­mat, więc taką samą sprawą i trud­noś­cią było dla mnie skuteczne poszuki­wanie spraw­cy zaginię­cia, a jak się okaza­ło — zabójst­wa  Min­is­tra Wróbla, co zaginię­cie jakiegokol­wiek dziec­ka, które uciekło z domu.

Tata detek­tyw… Czy w wychowa­niu dzieci przy­dały się zdobyte umiejęt­noś­ci?
Mam dwo­je dzieci. Cór­ka ma lat 20, a syn 17 lat, prze­chodz­iłem i prze­chodzę w jakimś sen­sie całą pro­ce­durę związaną z zapewnie­niem im bez­pieczeńst­wa. Od najmłod­szych lat była to prewenc­ja. Dziecku trze­ba ufać, oczy­wiś­cie na miarę jego wieku i na miarę zagroże­nia, które się wokół niego pojaw­ia. Jeżeli w pro­ce­sie zapewnienia dziecku bez­pieczeńst­wa wychowu­je­my je w „złotej klatce” to później gdy zna­jdzie się na otwartej przestrzeni, a nigdy wcześniej nie miało jakiejkol­wiek swo­body, choć­by min­i­mal­nej, naty­ch­mi­ast zgu­bi się i popełni wiele błędów. Oczy­wiś­cie że zdobyte przeze mnie umiejęt­noś­ci były i są przy­datne w wychowa­niu dzieci, jed­nak nie wyol­brzymi­ałbym ich, bo do wychowywa­nia dziec­ka pod­sta­wowy­mi para­me­tra­mi są ludzkie okazy­wanie im miłoś­ci, ale też odpowiedzial­noś­ci i wyobraźni w pro­ce­sie wychowaw­czym.

Jakie niewiadome mogą wys­tąpić w przy­pad­ku poszuki­wań rodzi­ciel­skiego por­wa­nia?
Powiedzi­ała pani por­wa­nia. Trze­ba jas­no powiedzieć, nie każde zaginię­cie jest por­waniem. Dziecko może wyjść z domu i może wpaść do rze­ki, może stać się nieszczęś­cie. Może zginąć w wypad­ku lub zag­inąć w lesie, gdy nie ma ciała i nie ma zwłok, więc najpierw trze­ba ocenić stan rzeczy.

Jeżeli mamy do czynienia z por­waniem, to te czyn­noś­ci zmierza­ją po pier­wsze do uwol­nienia, miejmy nadzieję, że żywego dziec­ka, a jeżeli nie żyje, albo są symp­to­my bądź dowody, że ono nie żyje, to do ujawnienia miejs­ca zna­j­dowa­nia się tych zwłok i do zatrzy­ma­nia spraw­ców, czy spraw­cy takiego zdarzenia. Zawsze pojaw­ia­ją się kłopo­ty, kom­p­likac­je, ale to jest właśnie isto­ta mojej pra­cy. Pokony­wanie kłopotów, czyli zna­j­dowanie nowych dróg, takich nitek, po których dojdzie się, do przysłowiowego kłęb­ka. Przy rodzi­ciel­skim uprowadze­niu spraw­ca musi się liczyć nie tylko z kon­sek­wenc­ja­mi prawny­mi czynu, ale również poniesie­niem odpowiedzial­noś­ci za udrękę dziec­ka na jakie jest narażone w cza­sie ukry­wa­nia się i tułacz­ki z nim. Częs­to niewiadomą jest pytanie, czy dziecko jest w tym cza­sie zdrowe i nie wyma­ga opie­ki medy­cznej. Rodz­ic, który uprowadz­ił dziecko częs­to w tym cza­sie indok­trynu­je je i manip­u­lu­je wyt­warza­jąc fałszy­wy i negaty­wny obraz drugiego rodz­i­ca czyniąc dziecku tym samym nieobliczalne krzy­wdy.

Jakie błędy najczęś­ciej popeł­ni­a­ją rodz­ice?
Mydlimy dzieciom oczy i straszymy je różny­mi fik­cyjny­mi posta­ci­a­mi chcąc w ten sposób  przy­musić je do oczeki­wanych przez nas zachowań — wyra­bi­a­jąc w dziecku stany lękowe i fobie, które dają o sobie znać już w dorosłym życiu. W zależnoś­ci od wieku dziec­ka, trze­ba mu pokazy­wać, jaki jest świat w rzeczy­wis­toś­ci. Nie uda się oczy­wiś­cie uniknąć różnych błędów, ale i one mogą mieć walor wychowaw­czy, pod warunk­iem, że błędy zostały szy­bko zdi­ag­no­zowane i wdrożyliśmy pro­ce­durę napraw­czą. Nie sposób zapo­biec, aby dziecko nie znalazło się w pobliżu osób i miejsc, gdzie zna­j­du­ją się papierosy, alko­hol, czy nawet narko­ty­ki… ale umówmy się, my na to nie mamy wpły­wu, bo nie jesteśmy 24 godziny na dobę z dzieć­mi, więc mają z tym kon­takt w szkole, mam tu na myśli środowisko rówieśników lub oso­by starsze spoza szkoły.

W ramach prowad­zonego przez naszą fir­mę pro­gra­mu „Bez­piecz­na Szkoła”  zor­ga­ni­zowałem kiedyś spotkanie z 40 dyrek­tora­mi szkół, śred­nich, gim­naz­jal­nych. Na moje pytanie w jakich szkołach są narko­ty­ki, usłysza­łem odpowiedź: w żad­nych! Czyli wynikało­by, że nie ma narko­tyków w szkołach. A po spotka­niu ode­brałem całą masę tele­fonów od ped­a­gogów szkol­nych, którzy prag­nęli zachować anon­i­mowość, przekaza­li mi to, co ja wiedzi­ałem czyli, że wszys­tkie uży­w­ki od papierosów, alko­hol po narko­ty­ki i prze­moc są obec­ne w szkołach i poza szkołą, Oczy­wiś­cie nie ma szkół, gdzie narko­ty­ki kupu­je się z szu­fla­dy, bo nie dyrek­tor jest dil­erem. Nie jest też ochro­niarzem… a szkołę trze­ba zabez­pieczać i dzi­ałać więcej w spraw­ie bez­pieczeńst­wa dzieci. To pro­ces nieskońc­zony.

To jak je chronić?
Dziecko nie będzie bez­pieczne, jeśli nie zaz­na bez­pieczeńst­wa w domu, nie zaap­liku­je­my mu miłoś­ci i racjon­al­nego wychowa­nia. Nie może­my jed­nak prze­sadzać i wychowywać dziecko pod kloszem, pil­nować i dozorować przez całą dobę. Jest coś takiego, co nazy­wam małpią miłoś­cią. Zapom­i­namy, że dzieci wychowu­je­my nie dla siebie, tylko dla innych i to nie ma być mały ego­ista, tylko człowiek, który w obliczu kiedy jest świad­kiem zła nie będzie się odwracał na pię­cie. Dlat­ego, dziecku trze­ba pokazy­wać rzeczy­wis­tość. Oprócz pięk­na tego świa­ta uświadami­ać, jak reagować na zło i wycią­gać kon­sek­wenc­je. Jeżeli dla bez­pieczeńst­wa dzieci, będziemy je tre­sować jak zwierze, to potem ucieknie, gdzie będzie chci­ało — jak przysłowiowy ”łańcu­chowy pies z budą.” Przykładów z pra­cy mam aż nad­to. Uciecz­ki z domów to częs­to przy­czy­na zbyt dużej dyscy­pliny. Jed­nak z drugiej strony  — w żad­nym wypad­ku wychowywanie w sty­lu — „rób­ta co chc­eta”! Ufa­jmy, ale też kon­trolu­jmy. Choć nigdy nie przeglą­dałem dzieciom kieszeni, nie szper­ałem w kom­put­erze, a jak mało kto mam możli­woś­ci… Musi być jed­nak właś­ci­wa pro­por­c­ja między zau­faniem, a racjon­al­ną kon­trolą poczy­nań dziec­ka.

Co jeszcze?
Nową chorobą cywiliza­cyjną jest nieusta­ją­ca pogoń za dobrobytem. Tutaj jest maki­awelizm na całego, po pros­tu cel uświę­ca środ­ki — chce­my mieć, posi­adać, a najlepiej bez wysiłku. Zaczy­na­jąc od „gale­ri­anek”- młodocianej prosty­tucji, chę­ci łatwego życia min­i­mal­nym wysiłkiem. Jest też sporo towarzyszącej patologii: kradzieże, bój­ki, pobi­cia, a czym jest dzisi­aj prob­lem tzw. kiboli sta­dionowych, jak nie sposobem na życie wobec braku alter­naty­wy? Mam na myśli braku pra­cy i to sen­sown­ie płat­nej. Wyt­warza­my dzieciom przeko­nanie, że dobre życie człowieka to nieogranic­zony dostęp do dóbr mate­ri­al­nych, a jedynym jego sensem sta­je się pogoń za tymi dobra­mi. Nie może­my zapom­nieć o roz­wo­ju sfery duchowej dziec­ka, o human­izmie, isto­cie człowieczeńst­wa. Ok, mor­al­izu­ję, a może nawet ham­le­tyzu­ję, ale bez strony ety­cznej, moral­nej, nie ma właś­ci­wego bez­pieczeńst­wa dziec­ka, które samo musi wiedzieć co jest dobre, a co złe — pode­j­mu­jąc jakąś włas­ną decyzję, oczy­wiś­cie pro­por­cjon­al­nie do jego wieku. Stara­jmy się być auto­ry­tetem dla dziec­ka, ale nie na siłę, tylko poprzez włas­ną postawę wobec życia i prob­lemów z jaki­mi musimy się borykać. Nigdy nie pozowałem przed dzieć­mi na człowieka nieomyl­nego lub niepopeł­ni­a­jącego błędy. Gdy popeł­ni­amy błędy, trze­ba umieć się do nich przyz­nać i zwycza­jnie je napraw­ić. To jest jeden z kluczy do właś­ci­wych relacji z dzieć­mi.

Czy w pol­s­kich szkołach jest bez­piecznie?
Śmiem twierdz­ić, że pol­skie szkoły są bez­pieczne i zaz­naczam, że nie mam żad­nej umowy z Min­is­terst­wem Edukacji Nar­o­dowej, ani nie dzi­ałam na niczy­je zlece­nie. Moje dzieci chodz­iły do pub­licznych szkół i to był mój wybór. Tworze­nie szkół eli­tarnych z jedynym kry­teri­um — bogaty port­fel rodz­iców —  to w mojej oce­nie pomył­ka. Czym innym jest szkoła tem­aty­cz­na, na przykład sportowa, która ma za zadanie wyk­sz­tał­cić przyszłego mis­trza. Jeżeli tworzymy grupę „złotej , bananowej młodzieży” moim zdaniem wprowadza  się ich w błąd wyt­warza­jąc mylne przeświad­cze­nie „jesteś­cie najlep­si”, wy jesteś­cie „elitą”, w domyśle — macie bogatych rodz­iców… Moż­na by dłu­go mówić. Później ta sama młodzież spo­ty­ka się z rzeczy­wis­toś­cią na uli­cy, dyskotekach, wakac­jach  — i kom­plet­nie z nią prze­gry­wa ule­ga­jąc różnym poku­som. Znam wiele takich przy­pad­ków, jed­nak to nie reguła.

Czy po tylu lat­ach pra­cy szukanie lub odzyski­wanie dzieci budzi w Panu jakieś emoc­je?
Wzruszam się, ale po pra­cy. Jestem jak chirurg, jeżeli w pra­cy zadrży mi ręka, popełnię błąd. Moja pra­ca wiąże się z ludzkim życiem i dra­mata­mi. Do biur detek­ty­wisty­cznych trafi­a­ją klien­ci w bard­zo różnym stanie emocjon­al­nym. Najczęś­ciej w bard­zo złym, dlat­ego że po drodze sami wykon­ali masę czyn­noś­ci poszuki­waw­czych: byli u prawników, na policji — częs­to nie przyniosło to oczeki­wanego przez nich efek­tu. Ich skala oczeki­wań jest bard­zo wiel­ka, podob­nie jak roszczenia, co nawet rozu­miem, choć zupełnie nie uwzględ­ni­a­ją real­iów i stanu fak­ty­cznego. Bywa, że próbu­ją kierować moi­mi rucha­mi, manip­u­lować mną, uważa­jąc, że przysłużą się rozwiąza­niu sprawy. Jeżeli dochodz­imy do jakiegoś trud­nego punk­tu i nie ma przeło­mu, gra mi się na emoc­jach w bard­zo różny sposób. Od wpędza­nia w poczu­cie winy, przez wymuszanie współczu­cia, emocjon­al­nych scen z płaczem, oskarże­ni­a­mi, cza­sem banal­ny­mi i absurdal­ny­mi itp. Mam bard­zo wiele empatii do ludzi, ale nie mogę wyjąć chus­t­ki i ronić łez. Muszę mieć dys­tans do sprawy i pode­j­mować decyz­je po to, żeby osiągnąć cel postaw­iony przez klien­ta.

Nie może Pan ule­gać emocjom w trak­cie pra­cy, ale w jaki sposób dochodzi Pan do siebie, prze­cież zdarza­ją się sytu­acje trag­iczne…
To trudne zaj­mować się np. sprawą zbrod­ni, a po powro­cie do domu błyskaw­icznie o tym zapom­nieć, nie myśleć. To jest chy­ba nawet niemożli­we, ponieważ nawet wtedy speku­lu­ję na tem­at prowad­zonej sprawy. Jed­nak odreagowu­ję jak każdy nor­mal­ny człowiek.
Idę do teatru, kina albo zwycza­jnie z przy­jaciół­mi na drin­ka. Uciekam w książ­ki. które od dziec­ka kocham czy­tać. Bard­zo lubię też pobyć sam ze sobą — to świet­ny sposób na odreagowanie od stre­su, jadę w góry lub nad morze. Wybier­am odludzia gdzie mam kon­takt z przy­rodą. Parokilo­metrowy spac­er pustą plażą to świetne ład­owanie wewnętrznych aku­mu­la­torów. Pięk­na sprawa! Jed­nak nie jestem typem samot­ni­ka — bard­zo lubię i cenię towarzyst­wo przy­jaciół i zna­jomych, niekoniecznie związanych z moją branżą. Lubię dysku­tować, ale też i słuchać opinii innych, którzy mają na różne kwest­ie odmi­enne zdanie niż ja. Poz­nawanie nowych ludzi to również moja pas­ja, każdy ma swo­ją „mądrość życiową” i bagaż doświad­czeń, dzie­le­nie się nimi to prawdzi­wa przy­go­da. Może to zabrz­mi banal­nie i mało ory­gi­nal­nie ale nie jestem pasjonatem dżen­telmeńs­kich rozry­wek typu tenis czy golf. Kocham sport, szczegól­nie sporty wal­ki, które przez wiele lat upraw­iałem w młodoś­ci, ale obec­nie już tylko kibicu­ję innym zawod­nikom.

Jaką rolę w pana pra­cy odgry­wa intu­ic­ja?
Intu­ic­ja jest bard­zo waż­na, ale nie trak­tu­ję jej jako ele­ment para­nor­mal­nych umiejęt­noś­ci, raczej jako wielo­let­nie doświad­cze­nie. Ofi­cer prowadzą­cy śledzt­wo na przykład w spraw­ie o zabójst­wo ma obow­iązek być na sekcji zwłok i na miejs­cu zbrod­ni. Musi wczuć się w miejsce, stworzyć sobie wyobraże­nie doty­czące tego zdarzenia. Intu­ic­ja jest pochod­ną tych mierzal­nych fak­tów. Częs­to intu­ic­ja pod­powia­da mi właś­ci­we tropy, jed­nak wery­fiku­ję je gro­mad­zony­mi dowoda­mi. Kobi­ety prezen­tu­ją inny rodzaj intu­icji.

Co robić gdy nielet­nie dziecko nie wraca na noc?
Zan­im postaw­imy na nogi wszys­tkie służ­by porząd­kowe, czy ści­ga­nia, sprawdźmy u koleżanek, kolegów. Ale trze­ba wiedzieć w jakim towarzys­t­wie dziecko prze­by­wa. Rodz­ice, częs­to nie mają poję­cia z kim się dziecko zada­je. Warto brać poprawkę, że może nas okła­mać. Musimy ustal­ić kto jako ostat­ni raz je widzi­ał? Jeżeli okazu­je się, że pod wskazanym adresem przez kolegów nie ma dziec­ka, warto być szcz­erym i uprzedz­ić, że , „zaraz zadz­wonię na polic­je”. Jeśli wtedy nie uzyskamy nowych infor­ma­cji, to rzeczy­wiś­cie trze­ba powiadomić organy ści­ga­nia.

Kiedy dzieci ucieka­ją z domu?
Wios­ną i przed wakac­ja­mi. Tem­at podzieliłbym na dwa wąt­ki, są uciecz­ki z domu związane z końcem roku szkol­nego, gdzie z powodu złych ocen boją się wró­cić do domu i są też uciecz­ki miłosne, waka­cyjne, gdzie poz­na­je się dziew­czynę, chłopa­ka… Nie umi­ałbym osza­cow­ać dokład­nie ile skutecznie zre­al­i­zowałem takich poszuki­wań, ale bard­zo wiele. Gdzieś poz­na­ją się na dyskotece… cza­sem uczu­cie roz­chodzi się po koś­ci­ach, a cza­sem kończy się ciążą — cór­ka wraca do domu z dzieck­iem na ręku. To jest jeszcze najłagod­niejszy skutek, bywa znacznie gorzej, gdy dziew­czyny wywożone są do agencji towarzys­kich do kra­jów Europy Zachod­niej. W Wied­niu odbil­iśmy 17-let­nią dziew­czynę z Krakowa, która pod pretek­stem obiet­ni­cy pra­cy i miłoś­ci do poz­nanego chłopa­ka na dyskotece  trafiła do agencji towarzyskiej. Ode­bra­no jej pasz­port i siłą przetrzymy­wano. Gdy przy­wieźliśmy ją rodz­i­com – radoś­ci nie było koń­ca.

Która sprawa trwała najdłużej?
Ta sprawa bard­zo mnie bolała, doty­czy zagin­ionej Joan­ny Surowieck­iej. Szukały jej nie tylko organy ści­ga­nia, ale również inni detek­ty­wi i jas­nowidze. Sprawa była bard­zo nagłośniona przez media. Trwała wiele lat, cho­ci­aż mi się udało dotrzeć do szan­tażys­t­ki, która wprowadza­ła organy ści­ga­nia w błąd i została za to skazana. Po kilku lat­ach okaza­ło się, że niedaleko miejs­ca zaginię­cia, dziew­czy­na został została zgwał­cona i zabi­ta przez leśniczego. Sprawa wyszła całkiem niedawno, spraw­ca wpadł w banal­ny sposób. Postanow­ił użyć tele­fonu, który ukradł ofierze, włożył do aparatu kartę sim i z niego zadz­wonił. Organy ści­ga­nia momen­tal­nie go wyła­pały. Ta sprawa bard­zo mnie bolała, bo bard­zo dużo przy tej spraw­ie pra­cow­ałem, cała moja firma…współczuliśmy rodzinie zagin­ionej. Powiem tak, jeżeli komuś pomogę i wykry­je spraw­cę, to jestem dla nich bohaterem, jeżeli nie wykryję, to nieste­ty jestem ten naj­gorszy, i to jest przykre, oczy­wiś­cie nie daje po sobie tego poz­nać, ale nie jestem maszyną… Spraw miałem wiele, wiele więcej doty­czyły zagin­ionych osób, które kończyły się pozy­ty­wnie, mógłbym liczyć dziesiątka­mi. Nieste­ty nie pokazu­je się ich, najczęś­ciej w medi­ach pokazu­je się tragedie, a nie szczęśli­we zakończenia.

Jak jest z rodzi­ciel­ski­mi uprowadzeni­a­mi. Obser­wowanie jak dwój­ka kiedyś kocha­ją­cych się ludzi, ter­az prze­cią­ga dziecko jak linę…
Wcią­ganie dziec­ka w grę i kon­flikt między dorosły­mi jest z całą pewnoś­cią godne potępi­enia i najwyższą nieod­powiedzial­noś­cią rodz­iców. To są bard­zo trudne sprawy gdzie rodz­ice wyry­wa­ją sobie na przykład 2 lat­ka, jeden ciąg­nie za rączkę, dru­gi, dosłown­ie za nóżkę. Pory­wa­ją je, wywożą do różnych kra­jów… Nie moż­na dziecku zro­bić więk­szej krzy­wdy, jak indok­trynu­jąc je prze­ci­wko drugiemu z rodz­iców. Jeżeli dziecko jest małe, to powin­no być przy matce. Z mojego doświad­czenia wyni­ka, że spór o dziecko, jest częs­to zasługą bab­ci, która chce mieć dla siebie wnuczkę, wnu­ka — zastępu­jąc w tym momen­cie bio­log­iczną matkę. Oczy­wiś­cie zdarza­ją się też i mat­ki pato­log­iczne, ale nie ja jestem od fer­owa­nia wyroków – tylko sądy.

Częs­to odbiera Pan dzieci z rodzi­ciel­s­kich por­wań?
Tak. Do firmy trafi­a­ją sprawy, które trwa­ją już w sądzie, więc muszę patrzeć i respek­tować, co orzekł sąd, wiele ich. Jed­no z rodz­iców uprowadza dziecko, uniemożli­wia drugiej stron­ie kon­takt. Miałem sprawy gdzie ojciec wywoz­ił, nawet maleńst­wa… ter­az z Holandii spod Ams­ter­damu przy­wieźliśmy dziecko. Ojciec więz­ił maleńst­wo i swo­ją part­nerkę. Nie wypuszczał ich z domu, groz­ił że wywiezie dziecko dalej… Tak, częs­to inter­we­ni­u­je­my w takich sprawach, częs­to z małżeństw mieszanych pod wzglę­dem religi­jnym czy kul­tur­owym, co jest podłożem sporów małżeńs­kich i roz­wodów. W zlece­ni­ach doty­czą­cych uprowadzeń dzieci zjechal­iśmy niemal całą Europe, także kra­je arab­skie, a nawet Afrykę.

Jak Pan wyce­nia swo­ja pracę? Czy na detek­ty­wa stać tylko elitę?
Jeśli pyta Pani konkret­nie o nom­i­nał, to poprowadze­nie sprawy kosz­tu­je od 2 tysię­cy zło­tych w górę. Czym się rożni moja pra­ca od prawni­ka? Zazwyczaj prawnik nie ma kosztów swo­jego dzi­ała­nia, a do poszuki­wań potrzeb­ny jest zespół ludzi. Dzi­ała­nia takie generu­ją znaczne kosz­ty, wiążą się cza­sem z wielod­niową obserwacją określonych miejsc i osób w różnych mias­tach i kra­jach. Dlat­ego też kosz­ty logisty­czne (wyna­jem hoteli, kosz­ty podróży itp.) są wysok­ie, choć staramy się ograniczać je do niezbęd­nego min­i­mum. Teo­re­ty­cznie na wyna­ję­cie detek­ty­wa stać każdego, a każ­da sprawa jest wyce­ni­ana indy­wid­u­al­nie po zapoz­na­niu się z jej specy­fiką i skalą trud­noś­ci. Najczęś­ciej mamy do czynienia z sytu­acją, że ktoś uprowadzi dziecko, ale nie zro­bił tego, by prze­by­wać z nim pod znanym adresem, tylko po to by się gdzieś ukry­wać. Ustal­e­nie miejs­ca prze­by­wa­nia oso­by z dzieck­iem cza­sem trwa­ją 2 dni, a cza­sem 2 miesiące.

Która z zakońc­zonych spraw była najwięk­szym sukce­sem?
Jest wiele takich spraw. Jed­ną z nich było odzyskanie, bliźniąt Tom­ka i Ambry, które wywiózł ojciec w tor­bach podróżnych. Z ostat­nich dni — przetrzymy­wanie dziec­ka z matką w Holandii. Bab­cia zamieszkała w Polsce straciła całkow­ity kon­takt z córką i jej dzieck­iem. Nie miała żad­nego poję­cia, gdzie to dziecko jest. Odzyskaliśmy je po trzech tygod­ni­ach. Najwięk­sza satys­fakcją w tej pra­cy, nie są pieniądze, ale gdy spo­tykam kogoś na uli­cy po lat­ach i kole­jny raz słyszę: Dzięku­ję! Wszys­tkie dowody wdz­ięcznoś­ci — listy, tele­fony — to miłe. Na 10 spraw, wykry­wam 7, 8… to dużo, ale nie każdą sprawę przyj­mu­ję.

Odmaw­ia Pan? Kiedy?
Tak. Kiedy wiem, że nie dam rady, kiedy wiem, że sprawa jest niez­god­na z prawem albo uważam, że ja wys­tępowałbym w złej roli. Bywa, że klien­ci kłamią co do zdarzenia, dopiero w trak­cie real­iza­cji dochodz­imy do prawdy i do fak­tów. I to są przykre sytu­acje. Mam parę takich perełek w pamię­ci. Mężczyz­na wrzu­cał roznegliżowane zdję­cia byłej żony do Inter­ne­tu, chci­ał ją skom­pro­mi­tować i ode­brać dziecko. Do mnie przyszedł „z obawą”, że eksżona jest prosty­tutką. Kiedy ustalil­iśmy, że to jego sprawka, wyrzu­ciłem go za drzwi. Dosłown­ie.

Czy rodz­i­na boi się o pana?
Oczy­wiś­cie, że się bali, ter­az już chy­ba mniej… 25 lat pra­cy zawodowej. Zaczy­nałem w policji. Najpierw jako szere­gowy polic­jant, później ofi­cer-komis­arz wydzi­ału krymi­nal­nego. Zaj­mowałem się  sprawa­mi doty­czą­cy­mi zabójstw, przestępc­zoś­cią narko­tykową i zor­ga­ni­zowaną. Może się przyzwycza­ili. Wiem, że mają pełne poczu­cie bez­pieczeńst­wa, ale z oczy­wistych powodów nie mogę mówić o deta­lach.

Czego życzy się detek­ty­wowi?
Żeby wykrył każdą zle­coną mu sprawę i doprowadz­ił do jej zakończenia po myśli klien­ta. Moja pra­ca to nieustan­ny i per­ma­nent­ny stres oraz napię­cie, trud­no po pra­cy tak od razu wró­cić na ziemię. Życzyć więc należy pogody i radoś­ci ducha, bo tylko wtedy moż­na efek­ty­wnie pra­cow­ać.

W takim razie życzę tego wszys­tkiego i dzięku­ję.

Arkadiusz Andała

Arka­diusz Andała —  prowadzi biuro detek­ty­wisty­czne “Andała Patrol” spec­jal­izu­jące się w poszuki­wa­niu osób zagin­ionych, spraw­ców zabójstw, spraw cywilnych, gospo­dar­czych i innych krymi­nal­nych. W 1996 r ukończył Wyższą Szkołę Policji w Szczyt­nie, przez wiele lat pra­cow­ał w pomorskiej policji jako ofi­cer oper­a­cyjny służb krymi­nal­nych.


        

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz