Zdrada — wybaczyć czy nie?
Może wydało się przypadkiem, może pojawił się ktoś „życzliwy”, a może zwyczajnie od nadmiarów wyrzutów sumienia nie dało się wytrzymać. W ostatecznym rozrachunku nie liczy się fakt, w jaki sposób zdrada wyszła na jaw. Pośród ogromnej ilości złych emocji pojawiają się tylko dwa pytania: „dlaczego?” zwykle pozostające bez odpowiedzi oraz pełne wątpliwości: „czy zaczynać od nowa?”. Znaczna większość par godzi się na to drugie – i to właśnie tutaj, wbrew pozorom, zaczynają się schody.
Wybaczyć? Nigdy!
Znakomita część osób, pytanych o kwestie wybaczenia ewentualnej zdrady, odpowiada „nigdy w życiu!”. Statystyki zmieniają się nie do poznania, gdy teoria zmienia się w praktykę — dzieci, kredyt, obawy przed samotnością, zwyczajna zazdrość o partnera no i oczywiście wciąż żywe uczucie — wszystko to sprawia, że wielka część par „po przejściach” stara się wymazać z pamięci najciemniejsze z czarnych dni życia. Problem w tym, że starania te wyglądają bardzo różnie. Czasem tak, że choć padło oficjalny „wybaczam”, nowo odbudowywany związek zmienia się w koszmar bycia razem.
Mam ci przypomnieć…?
Psychologowie i psychiatrzy mają swoją wizję „idealnego” wybaczenia zdrady w związku, to jedyne sensowne rozwiązanie, gdy para chce ratować relację. Uściślając, po przebyciu całego procesu wychodzenia z szoku, że w ogóle mogło dojść do tak okropnych wydarzeń, po zapadnięciu decyzji o zaczęciu „od nowa”, para NIGDY nie wraca do tematu. Nigdy oznacza… nigdy. To jednak sielankowa wizja, bo zwykle wygląda to zupełnie inaczej.
Zakładając teoretycznie, że zdradziła ona. Kilka dni awantur, jedna z osób się wyprowadza, w końcu jednak tęsknota i nienormalność sytuacji sprowadzają chwilowego wygnańca w domowe progi. Pośród obustronnego płaczu i ogromnego smutku zmieszanego z ulgą pada z jego strony wyczekane: „Zapomnijmy o tym, spróbujmy od nowa”. Jeśli on rzeczywiście potrafi zapomnieć, nie będą wracać do tematu dla dobra wszystkich. Jeśli jednak jest w większości, ich związek zmieni się nie do poznania.
Na początek seks. Po nieudanych albo dla odmiany pełnych namiętności nocach jak z czasów młodości, pada pierwsze wymęczone: „Wiem, że nie mieliśmy o tym rozmawiać, ale mnie to męczy. Czy było ci z nim lepiej?”. Pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi. Bo to, że ona powie „oczywiście, że nie”, nie wystarczy. Jedyna prawidłowa odpowiedź powinna brzmieć: „Z jakim nim?”. Każda inna będzie boleśnie przypominała, że był jakiś on, jakiś seks. Rany rozgrzebane, atmosfera grobowa i już wiadomo, o czym on myśli podczas namiętnych, wspólnych chwil.
Kłótnie
Jeśli wbrew deklaracjom on nie potrafi zapomnieć, już zawsze będzie podkreślał, że ma asa w rękawie. Ona będzie starała się tłumić kłótnie, bo wie, że nie ma prawa unieść się tak, jak wcześniej — wtedy usłyszy o swojej zdradzie. Niekoniecznie w dosłownym zarzucie. W drobnych docinkach, uwagach, aluzjach. „No tak, sprawiłem ci przykrość, dobrze, że ty mnie nigdy nie skrzywdziłaś”, „Tak, tak, wiem, że nie mam być o co zazdrosny. Skąd w ogóle mi się to wzięło?” czy w końcu: „Mam być spokojniejszy? Jakoś byłem przez dziesięć lat i widocznie ci to nie pasowało!”. Nieustanne powracanie do tematu, choć najczęściej bez szczerego: Zdradziłaś mnie, chyba nie sądzisz, że zapomniałem!
Liczy się jedno — ciągłe wypominanie. Nieustanne podkreślanie jednego faktu — wciąż pamiętam i powiedzmy sobie wprost — masz „przerąbane”. Tylko co dalej?
Krocząca taką drogą para wybiera zwykle jedno z dwóch rozwiązań. Pierwsze — i tu niespodzianka dla zdradzonych — rozejście się z inicjatywy tego, kto zdradził. Jeśli pierwsza myśl rzuca na niego czy na nią wilki — spokojnie, spójrzmy na sprawę z drugiej strony. Przebrnięcie przez zdradę nie jest trudne tylko dla jednej osoby. Pokazywanie, że jest się jednak godnym zaufania, znoszenie wyrzutów sumienia, wyrzutów i żalu, świadomość wyrządzonej krzywdy — wszystko to jest trudne dla „winowajcy”, czy się z tym zgadzamy, czy nie. Na krótszą metę traktowane jest to jak słuszna kara. Na dłuższą — kara na wyrost, dożywocie. Ciągła świadomość bycia tym gorszym czy tą gorszą, pojawiający się brak wiary w zmianę sytuacji nie może prowadzić do niczego innego, niż do obrzydzenia związku. I tak, gdy mijają dwa, trzy lata, pada milion aluzji i uwag, ona (trzymając się powyższego przykładu), składa broń i odchodzi. Bo nikt nie chce być karany przez całe życie.
Druga opcja, to oczywiście przyjęcie dożywocia i życie w związku opartym na wyżej wymienionej zasadzie. Jak jednak można się z łatwością domyśleć, ze szczęściem i odbudowaniem związku ma to niewiele wspólnego. A przecież nie o to chodzi.
Wybaczę i zapomnę
Osoba zdradzona, która decyduje się pozostać w związku, musi zdać sobie sprawę, że drug strona także cierpi i odbudowanie relacji to harówka dla obojga. I przede wszystkim uświadomić sobie, że stare „wybaczę, ale nie zapomnę” nie ma racji bytu, gdy lubimy dzielić się wspomnieniami w wyżej opisany sposób. Szansa na zbudowanie rzeczywistego, znowu pełnego miłości i zaufania związku – a tego przecież pragną wszyscy, jest możliwa dopiero wtedy, gdy „nigdy do tego nie wracajmy” oznacza rzeczywiście… nigdy.
Nie wybaczać, bo to powoduje cierpienie i łzy. Już na zawsze zdrada odciśnie piętno, przykro mi. Ja stosowałam program szpiegowski ninjalogger i wybaczyłam, ale potem dzięki temu programowi odkryłam, że ten dziad zrobił to ponownie…
Nie. wybaczysz raz, a on będzie zdradzał cały czas. Kup sobie takie oprogramowanie do telefonu i sprawdź czy dziad nie ma czegoś na sumieniu: http://keylogger-szpieg.pl/produkt/android-spyphone-1m/