Rodzicielstwo bliskości — to skomplikowane

Rodzicielstwo bliskości — to skomplikowane

by -

William Sear – zapewne wielu rodz­iców, którzy propagu­ją rodzi­cielst­wo bliskoś­ci, dobrze zna to nazwisko. Tym, którym jed­nak jest ono obce, warto wyjaśnić, że tak właśnie nazy­wa się twór­ca nazwy sty­lu wychowa­nia, który pole­ga na tworze­niu niezwyk­le bliskiej więzi między rodzi­ca­mi, a dzieć­mi. Więź ta ma niezwyk­le duże znacze­nie dla roz­wo­ju emocjon­al­nego oraz społecznego młodego człowieka i opiera się na kilku fila­rach. Wszys­tko to brz­mi pięknie – jed­nak w prak­tyce wielu rodz­iców sto­su­ją­cych tę metodę może czuć się zagu­biony­mi. Warto zatem przyjrzeć się trzem „najtrud­niejszym” punk­tom i odnieść je do codzi­en­nego życia.

Tworze­nie więzi pod­czas nar­o­dzin
Pozornie jest to niezwyk­le proste – maluch rodzi się bez kom­p­likacji, szczęśli­wa mama radośnie go tuli i naty­ch­mi­ast przys­taw­ia do pier­si, co jest dla noworod­ka pier­wszym syg­nałem budu­jącej się więzi. Co jed­nak, gdy poród nie jest łatwy, a naw­iązanie naty­ch­mi­as­towej bliskoś­ci nie jest takie proste albo niemożli­we? Czy młode mamy słusznie mają wyrzu­ty sum­ienia, że pozbaw­iły swo­je dziecko tego pier­wszego, niezwyk­le ważnego doświad­czenia?

Teo­ria rodzi­cielst­wa bliskoś­ci zakła­da ist­nie­nie sied­miu bard­zo ważnych dla roz­wo­ju dziec­ka filarów. Są to tworze­nie się więzi pod­czas nar­o­dzin, karmie­nie pier­sią, nosze­nie dziec­ka, spanie przy nim, słuchanie jego płaczu, wyz­naczanie granic i równowa­gi, a także wys­trze­ganie się „tren­erów dzieci”. Wyżej wymieniony punkt stoi w owej liś­cie jako pier­wszy i wyda­je się być bard­zo znaczą­cy — łat­wo więc o obawy oraz troskę o malucha. Pojaw­ia­ją się pyta­nia – czy fakt, że moje dziecko nie zostało odpowied­nio „przyjęte”, że przyjś­cie na świat było dla niego trudne, mogło wpłynąć na jego późniejszy rozwój?

Wys­nuwanie tak daleko idą­cych wniosków jest niepotrzeb­nym zadręczaniem się. Warto zwró­cić uwagę na fakt, iż wiele mam, których dzieci leżą w inku­ba­torze, albo które z powodu kłopotów zdrowot­nych mamy nie otrzy­mały „naty­ch­mi­as­towej” bliskoś­ci, później dosta­ją ją w ogrom­nych iloś­ci­ach. Wzrusze­nie wynika­jące z fak­tu, że w końcu (po wielu trud­noś­ci­ach) nad­chodzi właś­ci­wy moment wzię­cia dziec­ka w ramiona jest niezmiernie duże – opier­a­jąc się na założe­ni­ach teorii  rodzi­cielst­wa bliskoś­ci trze­ba założyć, że czu­je to i samo maleńst­wo.

Karmie­nie pier­sią
Nat­u­ralne karmie­nie jest ostat­ni­mi cza­sy bard­zo propagowane – do tego stop­nia, że niek­tóre mat­ki wspom­i­na­ją o „ter­rorze lak­ta­cyjnym”. I o ile oczy­wiś­cie fak­ty­cznie karmie­nie pier­sią jest najlep­szym sposobem odży­wia­nia noworod­ka, o tyle nie moż­na sprowadzać karmienia sztucznego do czynienia niemowlę­ciu krzy­wdy – także w uję­ciu rodzi­cielst­wa bliskoś­ci. Jeśli mat­ka nie ma pokar­mu i dziecko zwycza­jnie się nie naja­da, trud­no mówić o budowa­niu jakiejkol­wiek więzi – głównym uczu­ciem, które czu­je dziecko, będzie przede wszys­tkim głód. Dlat­ego psy­chol­o­gowie pod­kreśla­ją – warto pod­chodz­ić ostrożnie do „nastaw­ia­nia” się na karmie­nie nat­u­ralne. Jeśli ma być ono wprowad­zone „za wszelką cenę” i być powo­dem olbrzymiego stre­su dla dziec­ka i mat­ki, trud­no mówić o budowa­niu więzi. Zestre­sowana, poden­er­wowana mama, której pot cieknie po ple­cach, nie będzie potrafiła spraw­ić, by dziecko czuło się bez­pieczne.

Spanie z dzieck­iem — blisko dziec­ka
Według teorii rodzi­cielst­wa bliskoś­ci, spanie z dzieck­iem  ma przede wszys­tkim spraw­iać, że będzie ono czuło się bez­pieczne. I tutaj wielu rodz­iców może odczuć wyrzu­ty sum­ienia – „uczyłam moje dziecko samodziel­nego zasyp­i­a­nia – ter­az bez kłopotów zasyp­ia i śpi u siebie, ale czy nie naraz­iłam jego poczu­cia bez­pieczeńst­wa, kiedy mnie potrze­bowało?”.

Rodzi­cielst­wo bliskoś­ci ma na celu tworze­nie wyjątkowej bliskoś­ci między matką i dzieck­iem. Trze­ba jed­nak wziąć pod uwagę dwa aspek­ty – po pier­wsze, jest to tylko jed­na z teorii dobrego wychowa­nia. Po drugie – każdą teorię trze­ba wprowadzać w opar­ciu o indy­wid­u­alne cechy swo­jej rodziny. Dla niek­tórych spanie z niemowlę­ciem jest czymś cud­ownym. Mama słucha odd­echu malucha i czu­je się spoko­jniejsza, ojciec — częs­to po długim dniu pra­cy, w końcu może się nacieszyć bliskoś­cią brzdą­ca. Wszyscy są zad­owoleni. Weźmy jed­nak pod uwagę drugą opcję – żadne z rodz­iców nie może spoko­jnie zas­nąć, gdy w łóżku zna­j­du­je się niemowlę. On nie może „rozłożyć się” w łóżku tak, jak lubi, bojąc się o bez­pieczeńst­wo malucha. Ona bardziej czuwa, niż śpi, bo budzi ją najm­niejszy ruch pociechy. W efek­cie obo­je rodz­ice są roz­drażnieni w ciągu dnia i nie mają tyle sił, co zwyk­le – potrze­ba snu jest prze­cież oczy­wista dla praw­idłowego funkcjonowa­nia. Również w tym przy­pad­ku trud­no mówić o budowa­niu wyjątkowej więzi. Zami­ast niej, mamy wycz­er­panie, brak cier­pli­woś­ci i roz­drażnie­nie. Śmi­ało moż­na zaryzykować stwierdze­nie, że dziecko, które zostanie nauc­zone spania w swoim łóżeczku (bez metody „wypłaka­nia się”) i mające na co dzień wys­panych rodz­iców odbierze od nich znacznie więcej bliskoś­ci i zbudu­je moc­niejszą więź, niż w pier­wszym przy­pad­ku.

Intu­icyj­na bliskość
Czy mama, która po porodzie nie miała naty­ch­mi­as­towego kon­tak­tu z dzieck­iem, karmiła mlekiem mody­fikowanym i nauczyła niemowlę spania w swoim łóżku, może zbu­dować sil­ną więź ze swoim dzieck­iem? Oczy­wiś­cie – nie tylko na tym pole­ga bowiem uświadami­an­ie dziecku, że jest kochane i ważne. Dlat­ego do każdej teorii warto pod­chodz­ić z matczyną intu­icją – ona również jest skład­nikiem wielu wartoś­ciowych teorii wychowa­nia.

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz