Specjalistki od dobrego snu
Przyjaźnią się, prowadzą wspólny biznes, bywa że się sprzeczają, ale odmienne zdanie zawsze odbierają jako inspirację. Milena Stryczyńska — Lewińska i Aneta Czaplicka są specjalistkami od wygodnego i stylowego snu, a stworzona przez nie marka Lola y Lolo, oferująca bajkowe pościele, piękne piżamy i koce, szturmem zdobywaja polskie sypialnie.

Skąd pomysł na oryginalną nazwę? Zupełnie nie kojarzy się ze snem.
Milena: eh, to piękna historia z wymyślaniem nazwy… mistrzyni logistyki, czyli ja, zarządziłam, że dziś jest dzień wymyślania nazwy! Siedziałyśmy z kartką papieru i kombinowałyśmy. Możesz to sobie wyobrazić? Kreatywność została zabita w sekundę.
Aneta: I po kolejnym, którymś z kolei dniu pt.: „wymyślamy nazwę” wpadło nam Lola y Lolo… Byłyśmy pewne, że nie chcemy nazwy sugerującej produkty i brzmiącej jak marka dziecięca. Bardziej zależało nam, by nazwą wywoływać pozytywne emocje i skojarzenia. Przyznasz, że słysząc Lola y Lolo uśmiechasz się. Nazwa zaprasza do naszego świata — frywolnego, energetycznego, nie ograniczającego wyobraźni…
Milena: Do dziś nie wyrzuciłam kartki z naszymi pierwszymi pomysłami. Jest absolutnie bezcenna.
W nazwie jest hiszpańskie „Y”, prawda?
Aneta: Tak.
Milena: Lubię i znam język hiszpański, to „Y” wynika z mojej miłości do Hiszpanii. Lubię ich wielobarwną estetykę, kwiaty, wzory, nasycenie kolorów. Południowe klimaty, które niejednokrotnie przewijają się w naszych kolekcjach.
Dlaczego akcesoria związane ze nocą, spaniem i sypialnią?
Aneta: Wiele lat temu szukałyśmy pościeli, nawet nie dla dzieci, tylko dla siebie i niczego nie znalazłyśmy. Alternatywą była popularna sieć szwedzkiej marki, a potem długo długo nic. W segmencie niemowlęcym ten wybór był większy, ale dla starszych dzieci trudno było znaleźć kolorową, oryginalną pościel.
Milena: Inspiracją i przypieczętowaniem pomysłu był kawałek materiału, który znalazłam szukając tkanin obiciowych. A kiedy ruszyła nam wyobraźnia, od razu powstały piżamy i mnóstwo pomysłów na kolejne produkty. Wiedziałyśmy, że to będzie marka związana z nocą i spaniem.
Przyjaźnicie się, do niedawna pracowałyście w jednej firmie, macie wspólny biznes, to znaczy że spędzacie ze sobą mnóstwo czasu. Kłócicie się?
Aneta: Pewnie. Jesteśmy bardzo zaangażowane w naszą firmę i niejednokrotnie mocno przywiązane do swoich pomysłów. Z tego musi czasem porządna kłótnia wyniknąć. Nie obrażamy się jednak na siebie. Nauczyłyśmy się, że różnica czy odmienne zdanie potrafią być inspirujące. Pod warunkiem jednak, że patrzy się na drugą osobę z szacunkiem i zaciekawieniem.
Milena: Na samym początku docierałyśmy się, ale szybko zrozumiałyśmy, że każda z chce dla Lola y Lolo jak najlepiej. Zwyczajnie różnimy się i nie ma w tym kompletnie niczego złego. Pracujemy dla wspólnego pomysłu, marki, firmy. W związku z tym, dałyśmy sobie przyzwolenie na to, że możemy mieć odmienne zdanie, że mamy prawo do emocji, gorszego dnia, zniechęcenia. Tego się trzymamy.
Początki były trudne?
Aneta: Pierwsze pomysły, wzory… Na początku bywało ciężko. Teraz gdy o tym myślę — ile przeszłyśmy, nauczyłyśmy się, ile przeszkód pokonałyśmy, ile jeszcze przed nami — i to w jakim momencie jesteśmy teraz, czuję jakby minęły wieki.
Milena: To prawda. Początki bywają trudne, ale mają w sobie niebywałą moc — nadzieję, że się uda — połączoną z ogromną motywacją do działania. Z upływem czasu problemy się zmieniają. Nie jest ich mniej, ale mają inny charakter. Trzeba odnaleźć w sobie ogromne pokłady optymizmu i dużą dawkę uporu, żeby iść dalej.
Większość firm, kończy działalność po pierwszych 4 miesiącach, Lola y Lolo na rynku jest już 3 lata, jesteście wytrwałe…
Milena: Tak, uporu nam nie brakuje, optymizmu również nie straciłyśmy. Marka powstała w 2013 roku i wydawało nam się oczywiste, że nasz produkt uzupełni powstałą na rynku niszę, jaką był brak kolorowej pościeli dla dzieci i nastolatków. Okazało się jednak, że z naszym pomysłem idziemy dokładnie pod prąd.
Aneta: Przygotowania do pierwszej kolekcji trwały prawie rok, a kiedy w końcu z dumą pokazałyśmy światu nasze produkty zderzyłyśmy się z silnym trendem szarych, stonowanych wnętrz i wszechobecnej mody na „dresówkę”.

No właśnie, czemu zatem nie uszyłyście w popularnym kolorze — szarym, tylko postawiłyście się kolor? Pierwsze rozwiązanie jest przecież łatwiejsze…
Aneta: Sporo podróżujemy i śledzimy trendy w Europie i poza nią. Miałyśmy świadomość, że rodzimy rynek produktów młodych projektantów, jest jeszcze bardzo niedojrzały i za kilka lat, z pewnością znajdzie się na nim miejsce zarówno dla szarości jak i koloru.
Milena: Z radością obserwujemy, to co już się w Polsce zaczyna — coraz odważniej słuchamy tego, co nam w duszy gra, nie podążamy ślepo za modowymi trendami, ale za swoim gustem, upodobaniami. Różnorodność jest fajna i ciekawa.
Co teraz jest w ofercie Lola y Lolo?
Aneta: Wszystko czego potrzebujesz, żeby wygodnie i stylowo położyć się do snu i wstać wypoczętą jak nigdy przedtem.
Milena: … pościele, koce, poduchy, piżamy i szlafroki dla dziewczynek i kobiet. Do wyboru do koloru. Pięknie, miękko i wygodnie.
Skąd przywozicie inspiracje i materiały?
Aneta: Podróże. Kiedy wyjeżdżam, zmieniam środowisko, wtedy głowa zaczyna pracować inaczej. Podpatruję ludzi na ulicy, zwracam uwagę na kolory – ulica to ogromne źródło inspiracji.
Milena: Nasze materiały muszą być najwyższej jakości. Na początku wydawało nam się, że znalezienie takiej jakości w polskich hurtowniach nie będzie problemem, okazało się, że tylko część tkanin możemy kupić w Polsce. Większość, sprowadzamy z Europy. Tkaniny nie mogą się spierać, wzór nie może blednąć po kilku praniach. Zanim rozpoczniemy szycie poddajemy materiały wszelkim możliwym próbom, testom, czasami niemiłosiernym.
Same nie szyjecie, korzystacie ze szwalni, ale nie zatrudniacie też sztabu ludzi do projektowania…
Milena: to by zabiło całą ideę. Nie ukrywamy, nie jesteśmy po ASP, natomiast gdzieś w środku nas siedzi, wyczucie stylu. Mamy komfort, że możemy robić to, co nam się podoba. Tak było z piżamami dla dziewczynek. To poszło bardzo szybko. Odszyłyśmy jeden wzór i… od razu był to strzał w dziesiątkę.
Aneta: mamy też ogromne szczęście do podwykonawców. Nasza krawcowa niejednokrotnie uratowała nas przed katastrofą…
Co jest najtrudniejsze w biznesie?
Aneta: Sprzedaż. Zbudowanie kanału dystrybucji, to wymaga ogromnej ilości czasu, wiedzy i często szczęścia. Czasem nie od razu udaje się rozpocząć współpracę np. z wybranym sklepem i wtedy za jakiś czas, trzeba próbować ponownie. Duma zdecydowanie zostaje w kieszeni.
Milena: Trzeba być również przygotowanym na inwestycję finansowo i zdawać sobie sprawę, z ryzyka i tego, że może się nie udać. Nie wystarczy, że masz super pomysł, wiele osób go ma. Trzeba wiedzieć jak go zrealizować, znaleźć odbiorcę. Bez odrobiny wsparcia najbliższych, rodziny, czy przyjaciół, tego się nie zrobi.
Mężowie są oparciem czy raczej przeszkadzają, a może są zazdrośni?
Milena: wspierają bardzo. Nie mają o co być zazdrośni. Ich kobiety się rozwijają, spełniają…dla niech to powód do dumy.
Aneta: Dokładnie. Mój mąż od wielu lat związany jest z biznesem, za każdym razem gdy widzi nasze chwilowe załamania, od razu stawia nas do pionu: musicie to przejść i już!
Co chciałybyście powiedzieć osobom, które pracują w korporacji, a w głębi serca marzą, by zrobić coś swojego własnego…
Milena: Warto podkreślić, że nie wszyscy w korporacjach są „uciśnieni” i nie wszyscy marzą o tym, żeby się wyrwać. Tu trafiają ludzie kreatywni, tacy, którym się chce, a praca w korporacji pozwala zdobyć ogromne doświadczenie i tzw.: „bazę” pod realizację marzeń. Dzięki mojej pracy dużo się nauczyłam, poznałam ciekawych ludzi, gdybym nie pracowała w korporacji, to pewnie dzisiaj nie byłoby Lola y Lolo.
Aneta: Niezwykle ważna jest motywacja. Jeśli chcesz się wyrwać, to może nie własny biznes jest dla ciebie rozwiązaniem, tylko inna firma. Jeśli energia i pomysły bombardują głowę, ale brakuje ci odwagi, to warto wziąć głęboki oddech, przezwyciężyć strach i działać. Uprzedzam, że to nie jest łatwe. Podstawą jest dobry plan. Jeśli źle się czujesz w firmie, to nie stworzysz biznesu, bo praca dla siebie jest najtrudniejsza.
Milena: Bardziej rozważnie wydaje się własne pieniądze. Trzeba coś włożyć, zainwestować, coś wydać, by później z tego wyciągnąć. Więc na pewno dziesięć razy dłużej będziesz się zastanawiać zanim podejmiesz decyzję.
Aneta: I często trzeba z czegoś zrezygnować. Wolnego czasu, zakupów, zajęć fitnessu, bo zawsze jest „coś” do zrobienia.
Gdzie można znaleźć wasze produkty?
Aneta: Bezpośrednio na stronie internetowej. O wszystkich wydarzeniach na bieżąco informujemy też na Instagramie czy FB.

Co daje wam największą radość?
Milena: Chyba moment, kiedy wyjeżdżamy ze szwalni z gotowymi rzeczami i kiedy okazuje się, że produkt jest dużo ładniejszy niż nasze to sobie wyobrażałyśmy. Wtedy odczuwam dziką radość i satysfakcję. Ale zdarza się, że przywozimy ze szwalni coś, co kompletnie nie odpowiada naszym oczekiwaniom.
Aneta: Jak każda kobieta lubię komplementy. Gdy zgłaszają się kolejni dystrybutorzy, czy dostajemy się na targi, to mam po prostu siłę by iść dalej. Zaczynam wierzyć, że faktycznie stworzyłyśmy coś, co się podoba i czego ludzie chcą. Poza tym łatwiej tworzyć w duecie. Nie wyobrażam sobie że mogłabym to wszystko zrobić w pojedynkę.