Jak tu nie biegać?
To książka wyjątkowa, nie tylko dlatego, że została napisana z synkiem na ręku… Jest w niej tyle pozytywnej energii i motywacji do startu, że trudno przerzucać w niej kartki, bo nogi same wyrywają się do biegania.
Beatę poznałam kilka lat temu. Mieszkałyśmy w jednym pokoju podczas wyjazdu dziennikarzy na Ford Kite Cup. Codziennie o świcie budził mnie sygnał jej zegarka. Bzzzzz. Przyznaję, faktycznie wtedy potrafiła obsługiwać jeden przycisk, mimo że są w nim 4. Kiedy ja otwierałam jedno oko, ona była już dawno po biegu… w międzyczasie czytała “Jedz i biegaj” Scotta Jurka. Zazdrościłam jej samodyscypliny oraz energii, którą tryskała do końca dnia. Dużo rozmawiałyśmy… także o bieganiu. Wtedy nie podjęłam wyzwania — wspólnego treningu. Namówiła za to instruktora kitesurfingu. Dziś biega w maratonach!!!
Podczas naszych kolejnych spotkań pytała: biegasz już? Głupio mi było ciągle odpowiadać: NIE. Ruszyłam się. Przyznam, że po założeniu butów już się czułam sportsmenką pełną gębą. Teraz kiedy na trasie mijam innego biegacza i pozdrawiamy się najprostszym: “hej” lub machnięciem ręki, stwierdzam, że to jeden z najmilszych momentów… poza tymi, o których pisze Beata “wietrzenie umysłu”, “podziwianie przyrody” …
Kiedy wieczorem zaczęłam czytać książkę… żałowałam, że jest już ciemno i nie mogę sprawdzić jak biega się o świcie, o czym wielokrotnie autorka wspomina i poleca. Rano nie wytrzymałam i wysłałam jej MMS‑a z trasy. Natychmiast odpowiedziała: “No to już jesteś nasza:)”. Jak tu nie biegać?
“Jak tu nie biegać”, Beata Sadowska, wyd Otwarte, cena: ok. 30 zł.