Gender na chłodno, czyli o zdrowym rozsądku

Gender na chłodno, czyli o zdrowym rozsądku

by -

Medi­alne przepy­chan­ki o gen­der wciąż mają się świet­nie. O „nowym” kanon­ie mówią – zda­je się — wszyscy, mało kto jed­nak robi to w sposób… spoko­jny. Szko­da, by gdy­by się zas­tanow­ić, do gen­der moż­na pode­jść racjon­al­nie. Wystar­czy tylko odrobi­na zdrowego rozsąd­ku.

O co w ogóle chodzi?
O gen­der zro­biło się głośno całkiem niedawno, dzisi­aj słyszymy o tym niemal codzi­en­nie. Nie oznacza to jed­nak, że wszyscy doskonale wiedzą, o co tak naprawdę chodzi. Wręcz prze­ci­wnie – wielu rodz­iców „kojarzy”, że chodzi o jakieś sprawy z płcią i z ubieraniem chłopców w sukien­ki. Nie wszyscy wiedzą też, dlaczego poli­ty­cy, bard­zo akty­wnie angażu­ją­cy się w kwest­ie związane z gen­der, pod­noszą taki alarm. Warto więc wyjaśnić, w czym rzecz.

Na początek trze­ba pod­kreślić, że gen­der nie zostało „odkryte” niedawno, nie pow­stało jako nowy trend czy kanon. Gen­der to – według naukow­ców – dobrze znana kat­e­go­ria badaw­cza, która ma na celu opisanie norm zachowań społecznych, które prze­jaw­iamy jako przed­staw­iciele takiej, a nie innej płci. Dosyć proste i mało kon­trow­er­syjne. Skąd więc ten cały szum?

Prze­ci­wni­cy gen­der, którzy pod­noszą alarm, twierdzą, iż ist­nie­nie ide­ologii „płci społecznej” prowadzi do prostego wniosku – płeć bio­log­icz­na ma małe znacze­nie, moż­na więc swo­bod­nie „mod­e­lować ludzi” według swoich upodobań. A to może z kolei prowadz­ić do zwięk­szonego wys­tępowa­nia homosek­su­al­iz­mu i dalej – do adopcji dzieci przez pary homosek­su­alne. Ostate­cznym rezul­tatem miało­by być zniszcze­nie trady­cyjnej wartoś­ci, jaką bez wąt­pli­woś­ci jest rodz­i­na.

Ze skra­jnoś­ci w skra­jność
Wielu naukow­ców pod­kreśla, ze gen­der nie jest żad­nym zagroże­niem – jest po pros­tu dziedz­iną badań, w której oce­nia się role kobi­et i mężczyzn, wpływ oczeki­wań społecznych na zachowa­nia obo­j­ga płci. Co więcej, więk­szość badaczy, którzy do tej pory zaj­mowali się tą dziedz­iną, jest zaskoc­zonych nagłą wrza­wą medi­al­ną. Warto więc spo­jrzeć na sprawę od drugiej strony – czy rzeczy­wiś­cie ewen­tu­alne „ksz­tał­towanie płci” może wpłynąć nieko­rzyst­nie na rozwój dziec­ka? Czy przez poma­lowanie paznok­ci 3‑letniemu chłopcu spraw­imy, że zacznie on postrze­gać siebie jako dziew­czynkę?

Dawno, dawno temu…
Dzisi­aj, kiedy trzylet­ni chłopczyk nosi tore­bkę swo­jej mamy i chodzi w jej butach na obcasie, ona sama może spotkać się z falą kry­ty­ki – no bo właś­ci­wie to właśnie wkroczyła na niebez­pieczny, grząs­ki grunt gen­der. Zabawa lalką przez tego samego chłopczy­ka nie jest niczym innym, jak gen­dery­zowaniem. Zgo­da na ubranie sukien­ki mamy („ja też chcę pójść na bal!”) – gen­dery­zowanie. Ewen­tu­alne zamieszcze­nie zdję­cia tak ubranego malucha na por­talu społecznoś­ciowym spot­ka się z wiadomy­mi komen­tarza­mi. Aż się chce spy­tać – czy to nie prze­sa­da?

I owszem – w dobie „gen­der” zapom­i­na się, że dzieci, jak świat światem, ekspery­men­towały z tym, co „przysługi­wało” płci prze­ci­wnej. Dziew­czyn­ki „chłopczyce” baw­iły się tylko samo­choda­mi, odrzu­ca­jąc w kąt najsłod­sze lal­ki i niszcząc kolana na desko­rolkach. Chłop­cy tulili lalecz­ki siostry i kładli je spać, a rodz­ice po pros­tu stwierdza­li, że mają wrażli­wego, uczu­ciowego syna. Niko­mu nie przyszło do głowy, że właśnie poz­wo­lili na wybór płci. I słusznie – bo takie prze­jawy cieka­woś­ci są nie tylko zdrowe, ale też pozwala­ją na rozwój wielu indy­wid­u­al­nych, dobrych cech. Dla przykładu – mały chłopczyk, który bawi się lalką, w piękny sposób naby­wa umiejęt­noś­ci opiekuńczych. Wielo­let­nie zaw­sty­dzanie go i zakazy­wanie takich form zabawy może doprowadz­ić jedynie do tego, że jako dorosły mężczyz­na, zami­ast być czułym ojcem, uzna, że pielęg­nowanie dzieci to „bab­skie zaję­cie”. Z kolei dziew­czyn­ka, która cią­gle „ma być grzecz­na, bo jest dziew­czynką”, nie wyrośnie na pewną siebie kobi­etę, bo pewne siebie kobi­ety nie boją się powiedzieć głośno, co tak naprawdę myślą. Nie są więc „grzeczne” w powyższym rozu­mie­niu.

Rozu­miejąc kwest­ie gen­der w taki sposób – jest ono jak najbardziej wartoś­ciowe, spraw­ia­jące, że dzieci uczą się wartoś­ci, które w przyszłoś­ci będą pozwalały im tworzyć satys­fakcjonu­jące związ­ki – oparte w dużej mierze na zrozu­mie­niu siebie nawza­jem. A kiedy gen­der nie jest „ok?

Równoś­ciowe przed­szkole”, czyli o upoko­rze­niu
Jak­iś czas temu zro­biło się głośno o pro­gramie „Równoś­ciowe przed­szkole”. Zgod­nie z tym, co przed­staw­iły media, dzieci w przed­szkolu miały być nakła­ni­ane do różnego typu prze­bier­anek. Chłop­cy, którzy nie chcieli zakładać sukienek, reagowali bard­zo źle – płakali, uciekali do toalet, jeden na znak protes­tu próbował ugryźć opiekunkę. I to jest właśnie najprost­szy znak, że coś jest już – mówiąc kolok­wial­nie – „nie tak”.

W sytu­acji, gdy „uświadomie­nie dziec­ka” jak to jest „być na chwilę dziew­czynką albo chłopcem” prowadzi do pojaw­ienia się u malucha poczu­cia krzy­wdy, upoko­rzenia (np. w oczach rówieśników) albo wsty­du – nie mówimy już o zaspoka­ja­niu nat­u­ral­nej cieka­woś­ci. W tym przy­pad­ku przede wszys­tkim dochodzi do krzy­wdzenia dziec­ka i pojaw­ienia się u niego uczu­cia zde­zori­en­towa­nia. A to zde­cy­dowanie nie powin­no mieć miejs­ca w żad­nym pro­gramie eduka­cyjnym.

Gen­der w pigułce
Gen­der nie jest złą ide­ologią – niepoprawne jest jedynie roz­pa­try­wanie tego kanonu w czarno – białych kolorach. Jeśli twój syn ma ochotę założyć korale i pob­ie­gać po mieszka­niu w twoich butach, bo „ter­az jest dziew­czynką” – wyni­ka to po pros­tu ze zwykłej cieka­woś­ci i chę­ci zabawy. Nie ma w tym nic złego. Jeśli będzie miał ochotę założyć buty z różowy­mi sznurowadła­mi – świet­nie, niech założy, już od daw­na inten­sy­wne bar­wy ubrań przes­tały być zarez­er­wowane dla dziew­czynek. Ale jeśli usłyszysz, że two­ja pociecha nie chce iść do przed­szko­la, bo nie lubi „ćwiczeń w sukienkach” – zareaguj. To już nie jest zaspoka­janie zwykłej, dziecięcej cieka­woś­ci, ale zmuszanie malucha do czegoś, co go upokarza i — zami­ast sty­mu­lować – zaburza jego rozwój.

Mama, żona, psycholog i redaktorka portali dla mam. Spełniona zawodowo dzięki miłości do pisania i solidnej praktyce, o której odbycie dba pewien rezolutny trzylatek. W krótkim czasie „tylko dla siebie” mierzy swoje siły w wielu internetowych konkursach.

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz