Drogie Maleństwo
Claire i Ben, z pozoru idealne małżeństwo, od wielu lat bezskutecznie starają się o dziecko. Kolejne porażki kładą się cieniem na ich związku. Claire jest gotowa zrezygnować z marzenia o założeniu rodziny i żyć dalej, Ben nie chce dać za wygraną. I wtedy jego najlepsza przyjaciółka proponuje, że podda się sztucznemu zapłodnieniu i urodzi im dziecko.
Publikujemy fragment pierwszego rozdziału książki “Drogie Maleństwo”:
Dzień przed tym, w którym powinna zrobić sobie test, Claire wyszła z budynku wydziału muzycznego, żeby upewnić się jeszcze raz. Jej zamszowe buty były wilgotne, kiedy przemierzała oszroniony trawnik, mijając szkolny zwierzyniec. Dwóch chłopców z młodszej klasy zaglądało właśnie do świnek morskich, wypuszczając z ust obłoczki powietrza. Pomachała do chłopców i ruszyła w kierunku wąskiej ścieżki wiodącej do otaczającego szkołę lasu.Grupa dziewcząt grała na boisku w hokeja. Kiedy tylko Claire weszła do lasu, przestała słyszeć ich radosne okrzyki. Zacisnęła prawą dłoń na przedmiotach w swojej kieszeni i przyspieszyła kroku. Minęła rododendron, depcząc wonne sosnowe igły, aż wreszcie dotarła do zardzewiałej żelaznej bramy nieopodal granic szkoły. Pchnęła bramę i weszła na cmentarz.Uczniowie szkoły imienia Świętego Dominika rzadko tam zaglądali. Kiedy jeden jedyny raz Claire przyprowadziła na cmentarz szóstkę swoich podopiecznych w nadziei, że będzie to dla nich źródło inspiracji, wzruszyli tylko ramionami i przyznali, że od lat opowiadają sobie mrożące krew w żyłach historie na temat cmentarza zakonnic. Krążyły wśród nich legendy o płaczącej damie i zwodniczej mgle, jednak w świetle dnia cmentarz nie był przerażający – promienie słońca sączyły się spomiędzy wierzchołków sosen i zalewały światłem szare nagrobki w wielu kolorach i kształtach. Niektóre z nich były bardzo stare, inne powstały niedawno. Chociaż w budynku szkoły od wielu lat nie mieszkały już zakonnice, na cmentarzu grzebano czasem siostry, które w tym właśnie miejscu rozpoczynały swoją służbę. Nowsze nagrobki, znajdujące się bliżej ogrodzenia, były niskie i granitowe. Przy jednym czy dwóch stały kosze z plastikowymi kwiatami.
Chciała od razu zadzwonić do Bena i mamy. Nie powinna jeszcze robić testu. Doszli z Benem do wniosku, że najrozsądniej będzie zaczekać na badanie w klinice bezpłodności, czyli do następnego ranka. Sęk w tym, że nie mogła się doczekać. Przez cały dzień w szkole, który upłynął jej na cierpliwym upominaniu siódmoklasistów, żeby się wreszcie skoncentrowali na próbach do wielkanocnego koncertu i zebraniu wydziałowym, myślała wyłącznie o jednym: maleńkim embrionie, jej i Bena. Jedynym wystarczająco dobrym, żeby zostać umieszczonym w ciele Claire. Wytrzymaj, proszę – pomyślała. Powtarzała to przez ostanie dziesięć dni, odkąd w jej łonie umieszczono zarodek. Wytrzymaj. Podczas jazdy samochodem, szczotkowania zębów, zmywania naczyń. Wytrzymaj. I podczas kolacji z Benem. Była to jej pierwsza myśl po przebudzeniu i ostatnia przed zaśnięciem. Wytrzymaj i żyj. Chcę cię poznać. Nie wyjęła telefonu z kieszeni. Po tym wszystkim co przeszła, chciała zostać sama ze swoim sekretem, by upewnić się, że to prawda. Delikatnie położyła dłonie na brzuchu.
– Witaj – powiedziała łagodnie.
Uniosła twarz i pozwoliła, by zimowe słońce ogrzało jej skórę.