Szkolne czasy by PRL
Ciężki tornister, a w nim: “przechodzone” książki po poprzednim roczniku, worek na kapcie, zeszyty z niebieską okładką ze Strzegomia, piórnik i chińskie gumki do zmazywania o zapachu malin, które zawsze miałam ochotę zjeść. Na drugie śniadanie — kanapki. Ulubione były w piątek — z paprykarzem szczecińskim:) Zanim weszliśmy do klasy, trzeba było ustawić się parami. Obowiązywały mundurki, dzięki temu nie było widać, kto ma ubrania z Pewex‑u, a kto z szafy starszego rodzeństwa. W podstawówce miałam aż 2 “wiekowych” nauczycieli. Pamiętali nawet, w której ławce siedział mój ojciec i jego bracia. Profesorowi od muzyki zdarzało się zasnąć podczas lekcji. Mój ukochany wujek przybił mu kiedyś podeszwy butów do podłogi. Nauczyciel obudził się, wstał i zaraz po tym padł.
Dla dziewczyn z pierwszej czy drugiej klasy, chłopcy z siódmej byli kimś. Byli dorośli, bo na podwórku popalali papierosy, a z parapetu na pierwszym piętrze, który był zarezerwowany wyłącznie dla nich, obserwowali co dzieje się na przerwach, czasem bili się. Zawsze gdy sunęłam po schodach, Waldek w którym podkochiwałam się, zaczepiał mnie: Eee, uwaga, uwaga! I tu głośno wymieniał moje imię i nazwisko oraz adres zamieszkania. Tornister przywieziony z Czechosłowacji w czerwono — białe prążki z podobizną “Wilka i Zająca”, miał okienko z karteczką do podpisania, by w razie zgubienia szkolnego dobytku, łatwo odnaleźć właściciela. Matematyczka miała zeza ale celnie trafiała w nas mokrą gąbką, kredą a nawet kluczami. Biła też linijką po dłoniach i stawiała w kącie. Na jej lekcjach prawie nie oddychaliśmy. Tłumaczyła do momentu gdy dobrowolnie przyznawaliśmy się, że nie rozumiemy. Po sakramentalnym pytaniu: czy wszystko jasne, jak ktoś nadal nie rozumiał, dostawał dwóję. W moim dzienniczku pierwsze “ndst” pojawiło się na lekcji geografii, chyba w 4 klasie. Zapomniałam odrobić pracy domowej i poległam na pierwszym pytaniu: co to jest widnokrąg. Czułam się fatalnie. Teraz zbudzona nawet w środku nocy wiem, że to pozorne zetknięcie się nieba z Ziemią.
Pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole? Ogarnął mnie sentyment, więc na rozluźnienie mięśni twarzy, wrzucam fragment “Za chwilę dalszy ciąg programu” czyli jak prawidłowo wychować dziecko.
Pierwszego dnia nie pamiętam, ale czasy kiedy polonista, stawiał mi 3= za wypracowanie, bo było za obszerne. Nie wiedziałam o co chodzi i jak skrócić? Po latach dowiedziałam się, że miał problem z alkoholem i nie chciało mu się czytać. Dobrze było kiedy dzieci chodziły w fartuszkach, wtedy wszystkie były “równe”. dziś nie można tak powiedzieć, ponieważ w większości szkół to istna rewia mody. Fajnie po wspominać tamte czasy. W szkole podstawowej marzyłam o piórniku takim, jaki miała Tosia z “Plastusiowego pamiętnika” i z plasteliny lepiłam Plastusia, tylko, że on nie chciał chodzić, co było dla mnie niezrozumiałe…:) Ech…temat morze…:)