Dzieckiem być
Kiedy mój kumpel był chory, a miałam wtedy zaledwie kilka lat, poszłam w jego zastępstwie do przedszkola. Moja przygoda trwała na szczęście tylko tydzień. Już po pierwszym dniu miałam dość i powiedziałam mamie, że w ogóle mi się tam nie podoba, “bo dzieciaki drą mordy, a ja chcę spać”. Z tamtego okresu pozostał mi jedynie wstręt do zupy mlecznej. W pierwszej klasie podstawówki, kiedy mijałam na korytarzu facetów z ósmej, nie mogłam uwierzyć że tacy starzy jeszcze żyją. Na jednej z lekcji pani zapytała, kto wierzy w świętego Mikołaja, rękę podniosło zaledwie kilka osób, w tym ja. Kiedy usłyszałam, że to rodzice podrzucają prezenty pod choinkę, mój świat się zawalił. Mama poszła do szkoły, tłumaczyła że do naszego domu zawsze przychodzi Mikołaj. Z koleżankami i kolegami prowadziłam długie dyskusje. Oni, że broda sztuczna, że ktoś się przebiera… A ja swoje, że zanim przychodzi, słychać jak dzwonią dzwonki sań i że broda prawdziwa, że rozmawiałam z nim. W drugiej klasie pani od polskiego poinformowała, że dłuto pisze się przez o kreskowane. Kiedy podważyłam jej znajomość ortografii, mama znów była w szkole. Wtedy chciałam być lekarzem, żeby wyleczyć babcię Ziulę. Z medycyną niewiele mam wspólnego. Chyba, że w doświadczeniu można wpisać — złamane nastoletnie serce:) A może jednak właśnie dzięki temu, że kierowałam się sercem, w ogóle jestem tu i teraz?! Dzień dziecka mieliśmy raz w miesiącu, a nie raz w roku. Pamiętam jak dziś, mama kupiła mi czarne lakierki. Kiedy je zobaczyłam, rozpłakałam się… prezenty zawsze wzruszają. Rozwinę ten temat wkrótce, teraz idę przytulić się do mojego życiowego prezentu — Poleńki:) Dostała samochód — chodzik. Zadziera nogi na maskę i czeka, żeby wprawić w ruch to plastikowe dzieło “mechanizatorów”, kiedy poczuje wiatr na czuprynie, wydaje z siebie dźwięk: bryyyyyyyyyyyyyy, żeby nikt nie miał wątpliwości, że jedzie.
Zawsze irytowali mnie nauczyciele, którzy wyznawali twardą szkołę życia: nie ma Mikołaja, Wróżki Zębuszki etc. Nie wiem jaki był cel w tym, by dziecko pozbawiać dzieciństwa. Na siłę kazali być dorosłymi, bo przecież chodzą do szkoły i teraz tylko twarde reguły. Mam nadzieję, że Pani nauczycielka, po latach puknęła się w głowę i oby twardym młotkiem. Ps. Ja nadal wierzę w Mikołaja, bo skąd nagle wzięły się prezenty dla mnie, kiedy ja
.……ich nie kupowałam, ani też sama nie położyłam.:)