Chwila strachu
Gdy wróciłam do domu, Polka czekała niemal w bloku startowym — gotowa do kąpieli. Wpadłam i od razu wtuliła swoje pachnące ciałko w moje ramiona, dostałam buziaka i garść jeszcze nie do końca zrozumiałych dla mnie słów. Okazało się, że po “rozpakowaniu” szkraba w pieluszce jest krew. Zaczęła się nerwówka. Kąpałam ją w trybie ekspresowym. Tata szukał w sieci — co to może być, w tym samym momencie szukał telefonu do najbliższego szpitala. Dziecięcy w centrum, w pierwszej kolejności przyjmuje dzieci ze skierowaniami. W izbie przyjęć jest kilkanaście pacjentów. Próbujemy raz, drugi, trzeci, dodzwonić się do szpitala, który znajduje się kilka ulic od domu. I nic. Decydujemy, że jedziemy. Zabieramy dowód rzeczowy — brudną pieluchę. Polka kompletnie nie wie o co chodzi i czemu robi “brym”, “brym” skoro za oknem ciemna noc. Wchodząc na oddział pediatrii, rzucam uśmiech do pielęgniarki mówiąc: dobry wieczór… nie zdążyłam wyjaśnić po co przyjechaliśmy, gdy usłyszałam: A co się pani tak uśmiecha, znamy się czy coś przeoczyłam?
W poczekalni spędziliśmy 1,5 godziny. W rezultacie okazało się, że to zwykła infekcja. Najedliśmy się strachu co nie miara. Na parkingu czekała na nas niespodzianka. Do zapłaty 8 złotych — prawie jak na lotnisku…
Dobrze, że jesteście czujni, a wszystko okazało się infekcją. Swoją drogą, to pielęgniarka należała do grupy smutasów i jakim prawem miałaś czelność uśmiechnąć się do niej?.…..:)