O zazdrości i innych szaleństwach z miłości

O zazdrości i innych szaleństwach z miłości

Szaleni z miłości żyją wśród nas. Kochają mocno, namiętnie, na granicy rozsądku. Kiedy miłość przeradza się w obsesję? Kto mści się skuteczniej: kobieta czy mężczyzna? Jak wyglądają współczesne pasy cnoty? Kiedy zazdrość jest pożądaną “papryczką chili” w naszym związku, a kiedy przekracza granice rozsądku i staje się niszcząca? Tym razem profesor Lew-Starowicz w kolejnej książce z bestsellerowej serii opowiada Krystynie Romanowskiej o niebezpiecznych pułapkach miłości.

Jak choć­by ta his­to­ria, którą pro­fe­sor przy­tacza:

To opowieść z cyk­lu “przy­chodzi baba do lekarza i się zakochu­je”. Wydarzenia przy­brały tak nieoczeki­wany bieg, że spoko­jnie moż­na by na jej pod­staw­ie napisać sce­nar­iusz niezłego thrillera. Rzecz zaczy­na się niewin­nie: koleżan­ka pewnej młodej kobi­ety prosi ją, żeby towarzyszyła jej w drodze do szpi­ta­la. Kiedy koleżan­ka zobaczyła lekarza, który przyj­mował kobi­etę na izbie przyjęć, dosłown­ie oniemi­ała — bard­zo męs­ki typ, do tego chirurg, pode­j­mu­ją­cy szy­bko decyz­je, jed­nym słowem: dla niej ideał do kwadratu. Ter­az kil­ka słów o tej dziew­czynie: ład­na, zdol­na, osią­ga­ją­ca sukcesy. W szkole świadect­wa z czer­wonym pask­iem. Na stu­di­ach została wybrana na miss swo­jej uczel­ni. Życie dawało jej wszys­tko, a jeśli czegoś nie chci­ało dać, to brała sama. Mężczyźni jedli jej z ręki, nigdy nie zal­iczyła żad­nej poraż­ki ani odrzuce­nia. Nieste­ty w przy­pad­ku przys­to­jnego chirur­ga wszys­tkie doty­chcza­sowe doświad­czenia, zdoby­cze, sukcesy przes­tały się liczyć.

Mężczyz­na był bard­zo zakochany w swo­jej młodej żonie. Małżeńst­wo miało krót­ki staż, wszys­tko było jeszcze nowe i pełne emocji. On zakochany w żonie opier­ał się zaku­som kobi­ety, a zakusy były prz­eróżne. Zalotne tele­fony, przynosze­nie kanapek na dyżury w szpi­talu, kupowanie filmów i CD z muzyką, jaką lubił. Lekarz był grzeczny, dżen­telmeńs­ki, więc jej ostro nie trak­tował, roz­maw­iał z nią. Ona to brała za dobrą mon­etę. On myślał, że to takie koleżeńst­wo, może nawet fas­cy­nac­ja z lekkim podtek­stem sek­su­al­nym, że roze­jdzie się po koś­ci­ach, tym­cza­sem ona już układała w myślach wspólne plany życiowe, które później ziś­ciły się w sposób kom­plet­nie nieprzewidy­wal­ny. Tak więc chodz­iła do niego na te dyżury, trochę roz­maw­iali, powoli tworzyła się więź. Dowiedzi­ała się, że jego marze­niem jest jed­no dziecko: syn. Jego żona zaszła po jakimś cza­sie w ciążę, urodz­iła dziecko. Córkę. Lekarz nie ukry­wał, że jest zaw­iedziony tą sytu­acją. Co zro­biła kobi­eta, o której roz­maw­iamy? Zde­cy­dowała się zajść z nim w ciążę i urodz­ić mu syna. W końcu go uwiodła. Jak twierdz­ił, upraw­iał z nią seks z wielkim poczu­ciem winy. Do kon­tak­tów sek­su­al­nych dochodz­iło wtedy, kiedy miał lukę w nocy pod­czas dyżu­ru. On się zawsze pil­nował, aby nie dochodz­iło do wytrysku, zresztą uży­wał prez­er­waty­wy. Co zro­biła ta pani?

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz