Wyobrażam sobie, że wchodzę do pokoju i krzyczę: Kuba wstawaj!
Urodziła zdrowego synka. Kiedy Kubuś skończył 3 latka usłyszała: Ceroidolipofuscynoza. Wtedy brzmiało to jak egzotyczna choroba. Oswoiła się z nią, wiedząc że każdy kolejny dzień to święto. “Mój Księciulo” — wciąż tak o nim mówi. Przez chorobę dziecka, rozpadło się jej małżeństwo. Podczas naszej rozmowy o szczęściu była pełna nadziei… wyznała, że nie pamięta kiedy była szczęśliwa. Teraz została sama. Po ciężkiej chorobie Kubuś odszedł… o najpiękniejszej miłości matki do chorego dziecka opowiada Sylwia Bogdan.
Jaka jest Twoja definicja szczęścia?
Według mnie to przede wszystkim zdrowy Kubuś i normalna, szczęśliwa rodzina, która nie żyje w dostatku, nie ma 5 samochodów pod 5 domami, ale mieszka w normalnym mieszkaniu, w normalnym bloku. Kocha się i szanuje.
Czy można zbudować szczęśliwy związek, gdy w rodzinie jest chore dziecko ?
Myślę, że tak, przede wszystkim jednak druga osoba musi pokochać chore dziecko. Druga osoba, z którą miałabym zbudować związek, musiałaby najpierw pokochać Kubusia. Jeśli pokochałaby i zaakceptowałaby Kubusia, wtedy wiedziałabym, że jest to osoba wartościowa, z którą mogłabym stworzyć związek.
Myślisz, że choroba dziecka rozbija związek?
Ja nie myślę, ja to wiem… Rozstałam się z mężem z powodu choroby syna. On nie wytrzymał psychicznie i nie sprawdził się w roli ojca chorego dziecka. Nie chciał. Na rozprawie rozwodowej sędzia zapytała: „Dlaczego Pan nie karmił swojego dziecka ?” A on na to: „A co ? Mam półtorej godziny podawać dziecku łyżeczkę jogurtu?” Sędzia odpowiedziała: „Czyli Pan potrafił to robić, ale nie miał cierpliwości do swojego dziecka ?” „No nie miałem.”
Przed chorobą Kubusia mieliście dobre relacje ?
Tak. Gdy Kubuś zaczął chorować, wszystko się rozpadło. Zaczęło się od ataku padaczki Kubusia. To był pierwszy symptom. Wtedy zaczęło się między nami źle dziać.
Kubuś był zdrowym dzieckiem?
Tak. Wspaniale się rozwijał. Był umysłowo, intelektualnie i fizycznie rozwinięty bardziej niż jego rówieśnicy. Był niesamowity. Miał niecały roczek, a chodził, mówił całymi zdaniami, rozpoznawał cyferki, mówił po angielsku. Gdy miał pierwszy atak padaczki zgłosiłam się do kliniki. Byłam wstrząśnięta, ale lekarze mówili, że z tym można żyć. Dostał leki. Już sama padaczka była dla mnie czymś wstrząsającym, ale tłumaczyłam sobie, że damy radę, że inni mają gorzej. Wtedy nasze relacje z mężem zaczęły się psuć. Gdy Kubuś na dobre zachorował i leżałam z nim w Akademii, myślałam, że być może jest to sygnał dla nas, dla naszego małżeństwa. Niektórzy mówią, że nieszczęścia łączą, albo potrafią rozbić związek. Liczyłam na to pierwsze. Ale on nie dał rady. Nie mogłam się pogodzić z tym, jak Kuba jest traktowany, a raczej nie-traktowany. Na tej podstawie między nami dochodziło do wielu konfliktów. Złożyłam w końcu pozew o rozwód. Byłam psychicznie wykończona. Wtedy kilka razy lądowałam w szpitalu. Miałam silną nerwicę. Złożyłam pozew nie po to, żeby się rozwieść, ale po to, żeby mężowi dać sygnał, żeby się zastanowił, co w życiu jest najważniejsze, żeby się obudził, po prostu obudził i zobaczył, że jest Kubuś i jestem ja. Nie chciał…
Rozstałam się z mężem z powodu choroby syna. On nie wytrzymał psychicznie i nie sprawdził się w roli ojca chorego dziecka. Nie chciał.
Związał się z kimś ?
Nie wiem. Nie mamy kontaktu. Przychodzi do Kubusia raz na dwa miesiące.
W jaki sposób Kubuś zachorował ?
Gdy Kubuś miał niecałe cztery latka, w listopadzie dostał ataku padaczki. 15 sierpnia pojechaliśmy nad jezioro. Kubuś był zawsze bardzo rezolutny. Przeszedł na nóżkach dookoła jeziora. Wróciliśmy, a on zaczął kuleć. Pomyślałam, że może nie zauważyłam, a on sobie nóżkę skręcił. Pojechaliśmy do lekarza. Lekarz stwierdził skręcenie stawu skokowego. Włożył nóżkę Kuby na 21 dni w gips. Gdy ściągnęliśmy gips okazało się, że Kuba już nie chodzi. A za 3 dni przestał mówić. I cofać się w rozwoju.
Jak nazywa się ta choroba ?
Ceroidolipofuscynoza
I tak nagle dziecko zaczęło cofać się w rozwoju ?
Tak. To było nagle.
Jak zareagowałaś, jak radziłaś sobie w tym, że Twoje dziecko jest śmiertelnie chore?
W zasadzie nie wiem jak sobie z tym dałam radę… Kiedy dowiedziałam się co to za choroba i przeczytałam w internecie, było bardzo mało informacji na ten temat… Że dziecko przestaje chodzić, mówić, ma powykręcane rączki, nóżki, narządy przestają pracować i takie dzieci żyją do 6 – 9 roku życia, to świat mi się zawalił. Nie wiem jak to przeszłam, ale przyszedł moment, że nie byłam już nic w stanie w domu zrobić. Nie interesowało mnie, że nie mam nic do jedzenia, że naczynia brudne leżą w zlewie. Wtedy rodzice pomagali mi rodzice. Przyjaciele zorganizowali wyjazd do Niemiec na Bawarię do lekarza od medycyny nuklearnej. Oni zorganizowali wszystko. Termin wizyty, pieniądze na podróż, na wizytę – ja tylko miałam tam z Kubusiem jechać. Ten lekarz stwierdził, że Kuba za szybko się rozwijał, był za inteligentny. Powiedział, że to tak jak w komputerze, czasami układ się przegrzeje i wszystko siada, tak było u niego. Kuba dostał leki, zrobione specjalnie dla niego. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy pomogły, czy raczej zadziałała moja wiara, że one przedłużą mu życie i darują mu dodatkowo każdy jeden dzień. Kubuś wciąż żyje, mimo, że ma już 11 i pół roku…
Na początku zadawałam sobie wiele pytań. Dlaczego ja? Dlaczego Kuba? Co ja takiego zrobiłam, że Kuba tak cierpi, a przy nim ja?
Zaczęłyśmy na temat szczęścia … Czy jesteś – choć czasami — szczęśliwa?
Nie. Zawsze przed oczami mam to, że on jest chory i cierpi i że nie może mi nic powiedzieć. Czasami, gdy siedzę u niego w pokoju wyobrażam sobie, gdy wchodzę do niego i krzyczę: „Kuba wstawaj! Jedziemy nad jezioro!” A Kuba wstaje, biegnie sam do samochodu i jedziemy. To są takie prozaiczne rzeczy, ale niestety dla mnie niemożliwe… W takim przypadku nie można mówić o szczęściu. Szczęściem dla każdej matki jest dziecko. Pełnia szczęścia jest wtedy, gdy dziecko jest zdrowe. Kiedy możemy patrzeć jak ono się rozwija. Nawet gdybym kiedyś w szkole usłyszała od nauczyciela, że Kuba napyskował. Jaka ja bym była szczęśliwa!!! Może nie biłabym mu braw za to, ale wiedziałabym, że normalnie funkcjonuje, jak jego rówieśnicy.
Zastanawiałaś się dlaczego choroba dotknęła Twoje dziecko?
Na początku zadawałam sobie wiele pytań. Dlaczego ja? Dlaczego Kuba? Co ja takiego zrobiłam, że Kuba tak cierpi, a przy nim ja? Nie znalazłam odpowiedzi … Nie znalazłam. Wracam do tych pytań, ale nie jestem w stanie sobie tego wytłumaczyć. Niektórzy — głęboko wierzący — próbują tłumaczyć to w taki sposób, że Bóg doświadcza ludzi, których kocha. Ja byłam osobą bardzo wierzącą, chodziłam na pielgrzymki …
A teraz ?
Teraz nie wiem, czy mogę o sobie powiedzieć, że wierzę. Modlę się jeszcze… Ale gdy Kuba zachorował, nastąpił we mnie bunt. Jeżeli mnie kochasz, kochasz Kubę, dlaczego mi to zrobiłeś?! I w zasadzie to jest taka mieszanka uczuć, buntu i … brak odpowiedzi na to pytanie. Myślałam bardzo często – jeżeli ja coś zrobiłam, a nie wiem o tym, to dlaczego nie ukarałeś mnie? Dlaczego to dziecko cierpi?
Czasami, gdy siedzę u niego w pokoju wyobrażam sobie, gdy wchodzę do niego i krzyczę: „Kuba wstawaj! Jedziemy nad jezioro!” A Kuba wstaje, biegnie sam do samochodu i jedziemy. To są takie prozaiczne rzeczy, ale niestety dla mnie niemożliwe…
Czy Kubuś czuje ?
Na pewno czuje. Mimo, że jest bardzo schorowany, nawet wyraża uczucia. Gdy późno wracam z pracy, Kuba dostaje wysokiej gorączki. Kieruje wzrok w stronę drzwi, czeka na mnie. Kiedyś byłam dość długo na balu gimnazjalistów i wróciłam do domu bardzo późno. On całą noc nie spał. Przyszłam, pocałowałam go, utuliłam. Dziecko zasnęło w ciągu 2 minut. Gdyby nie czuł, byłoby mu obojętne, czy jestem w domu czy mnie nie ma. On na pewno czuje moją miłość. Staram się robić wszystko, żeby był szczęśliwy. Uwielbia, gdy go głaskam, całuję, przytulam – wtedy widać, że jego oczy są takie rozmarzone. Widzę jego szczęście …
Kubuś odszedł w poniedziałek, 17 września 2013 roku …
Sylwia i Kubuś byli podopiecznymi Fundacji Między Niebem a Ziemią. Dziś Sylwia pomaga innym podopiecznym i wspiera ich rodziców.
Rozmawiała Sylwia Zarzycka