Obsesyjne rodzicielstwo czy niebezpieczne zabawy?

Obsesyjne rodzicielstwo czy niebezpieczne zabawy?

by -

Odpowiedzial­ność za małego człowieka cza­sem zagłusza zdrowy rozsądek. Chroniąc dziecko za wszelką cenę nie daje­my mu szan­sy na nowe doświad­czenia i naukę. Aż stra­ch pomyśleć, kim będzie gdy dorośnie.

W wieku kilku lat ze znalezionych kawałków szkła robiłam witraże, tj, między dwa kawał­ki szkła wkładałam kwiat­ki i zakopy­wałam w zie­mi. Nigdy się nie skaleczyłam. W szkole pod­sta­wowej założyłam bandę ekstremal­ną. Żeby zostać członkiem, trze­ba było m.in: przeskoczyć przez rzeczkę, w określonym cza­sie prze­biec wyz­nac­zony dys­tans, a także wdra­pać się na drze­wo i samodziel­nie z niego zejść. Nigdy niko­mu nic złego się nie stało. Poza tym gral­iśmy w piko­ra, szmer­gla (w zależnoś­ci od miejs­ca zamieszka­nia) czyli rzu­cal­iśmy scy­zo­rykiem lub nożem o ziemię. Nigdy żaden z graczy nie został ran­ny. W lesie baw­iliśmy się w pod­chody. Nigdy nikt nie zag­inął. W cza­sie wakacji wraz z koleżanka­mi pokony­wałam 11 kilo­metrów row­erem przez las, by wyką­pać się w jeziorze. Palil­iśmy ogniska i piek­liśmy w żarze ziem­ni­a­ki. Mój brat w wieku 3 lat oprócz trady­cyjnych zabawek, miał w posi­ada­niu włas­ny śrubokręt i drew­ni­any młotek. Bywało, że nagle rozkraczał się stół albo odpadały drzwicz­ki od szaf­ki, ale nigdy nie zro­bił sobie krzy­wdy. Tydzień po ode­bra­niu prawa jazdy (18 lat) pojechałam samo­cho­dem nad morze… o czym powiedzi­ałam rodz­i­com, nie dodałam tylko nad które — Adri­aty­ck­ie. Przyz­nałam się po powro­cie. I to było jedyne kłamst­wo, powiedzmy niedopowiedze­nie. Czy to wszys­tko, to łut szczęś­cia? Nie sądzę, mieliśmy ogrom­ny kredyt zau­fa­nia od rodz­iców.

Big Broth­er każdego dnia
Współczesne dzieci są pod nieusta­jącą kon­trolą rodz­iców. Od urodzenia. Najpierw śledzi ich elek­tron­icz­na nia­nia, kiedy zaczy­na­ją chodz­ić towarzyszy im dorosły, który albo chroni przed upad­kiem samo dziecko lub przed­mio­ty. Niek­tórzy rodz­ice na tym etapie roz­wo­ju wyposaża­ją dziecko w kask, a nawet szel­ki, żeby maluch był na wyciąg­nię­cie ręki. Z obserwacji wielu rodzin, wiem że zdarza­ją się z tego powodu nawet poważne prze­me­blowa­nia mieszkań. Dzieci jedzą z obro­towych mis­eczek, z kto­rych nie moż­na nic wylać, itd. itd… To co uważamy za niebez­pieczne jest wynikiem naszego wychowa­nia i środowiska w jakim się zna­j­du­je­my, a nie fak­ty­cznego ryzy­ka, które wiąże się z daną czyn­noś­cią.

Niebez­pieczne zabawy
Gev­er Tul­ley zasłynął dzię­ki „Tin­ker­ing School” — let­niej szkoły majsterkowa­nia dla dzieci. W trak­cie obozu, dzieci pro­jek­towały co tylko przyszło im do głowy domy, roller­coast­ery, a nawet mosty. Do ich budowy uży­wały prawdzi­wych narzędzi. Gev­er twierdzi, że pozwala­jąc dzieciom robić rzeczy powszech­nie uznane za niebez­pieczne (posługi­wanie się zapałka­mi czy wier­tarką), uczymy je kreaty­wnoś­ci oraz pomagamy poz­nać otocze­nie. Szkoła let­nia odniosła wiel­ki sukces, dlat­ego Gev­er założył również szkołę całoroczną.

Pomysły na zaję­cia z dzieć­mi zebrał w książce pt. „50 rzeczy, które powinieneś poz­wolić robić swoim dzieciom”, są wśród nich m.in. wspinanie się po drzewach i rozkrę­canie dowol­nego urządzenia. Kto z nas nie chci­ał kiedyś rozkrę­cić mag­neto­fonu albo zegar­ka, żeby sprawdz­ić jak dzi­ała? Książ­ka to pró­ba dyskusji z rodzi­ca­mi, którzy za bard­zo chronią swo­je dzieci przed światem, nie pozwala­jąc im przez to rozwi­jać wrod­zonej cieka­woś­ci i zmysłu odkry­w­cy. Adam Słodowy przez pon­ad 20 lat uczył nas przy­dat­nej w PRL‑u zarad­noś­ci, Tul­ley zwraca uwagę na coś innego.

Wykład Tul­ley’a o 5 niebez­piecznych zabawach trwa niecałe 10 min­ut, są pol­skie napisy. Może­cie go posłuchać tutaj:

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz