Hervé Tullet „Kolory”

Hervé Tullet „Kolory”

W zasadzie to jest książ­ka dla najmłod­szych. I najmłod­szych z najmłod­szych. Spodo­ba się także tym starszym, a nieje­den zaawan­sowany tech­no­log­icznie przed­szko­lak, a nawet pier­ws­zok­la­sista z chę­cią porzu­ci dla niej prz­eróżne elek­tron­iczne zabaw­ki. Bo Hervé Tul­let „Kolory”, podob­nie jak wcześniejsze tytuły fran­cuskiego auto­ra, to książ­ka mag­icz­na. I w niezwykły sposób… inter­ak­ty­w­na.

Hervé Tul­let książ­ki głównie rysu­je. Tek­stu w nich niewiele, cza­sem słowo, cza­sem lin­ij­ka. Ale to wystar­czy, żeby rozpocząć czary. Zapros­zony do zabawy czytel­nik dmucha, klaszcze, pociera obraz­ki i potrząsa kartka­mi, aby ze zdzi­wie­niem i ogrom­nym zach­wytem odkryć, że w wyniku jego dzi­ałań i na jego oczach dzieje się najws­panial­sza magia. I jest dokład­nie tak, jak ze Świę­tym Mikoła­jem: nawet, gdy się ma naś­cie lat i nadal chce się wierzyć, to ta wiara czyni prawdzi­we cuda.

Hervé Tul­let „Kolory” odkry­wa­ją sekre­ty łączenia barw. Pokazu­ją, że z zaled­wie trzech pod­sta­wowych może ich pow­stać cała tęcza. Pozwala­ją w bez­pieczny sposób mieszać, ekspery­men­tować i odkry­wać. A potem zdobytą wiedzę zas­tosować na dużej kartce, macza­jąc prawdzi­wy pędzel albo rączkę w jak najbardziej real­nej far­bie.

Żeby książ­ka była inter­ak­ty­w­na, wcale nie musi wygry­wać melody­jek, piszczeć i mig­o­tać setką światełek. Nic z tych rzeczy. Wystar­czy wyobraź­nia auto­ra i instynkt odkry­w­cy dziec­ka. Efekt „wow!” murowany.

Hervé Tul­let, Kolory, wyd. Babary­ba, 2014, cena 25,00 pln.

stara się obserwować sytuację z trzeciego rzędu, bo z daleka często widać więcej. Oprócz dziennikarstwa skończyła również studia artystyczne. Internetowa szperaczka, wie „co w trawie piszczy” (a jak nie wie, to się dowie). Mama Leny, lubi kolor zielony i truskawki.

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz