Moje życie zanikło, została tylko miłość…
Chcemy przybliżyć Wam historie podopiecznych Fundacji Między Niebem a Ziemią, którym w tym roku pomagamy. Poznajcie Irenę Kacprzyk. Ma 72 lata. Zrezygnowała z własnej pasji jaką jest malarstwo i zajęła się porzuconym przez córkę — wnuczkiem. Dominik nie chodzi, nie siedzi, nie mówi. Ma między innymi problemy z układem moczowym i oddechowym, z jelitami i z sercem. Cierpi też na nietolerancję pokarmową. Babcia nie poddaje się, nie chce oddać wnuka do ośrodka… “Póki człowiek chodzi, póki jeszcze może, póki ktoś tam czuwa nad nami — trzeba się dzieckiem zająć.” — mówi.
Zastanawiam się, co to może być, że ja Go tak strasznie kocham…U mnie się stało coś takiego, jakbym całą miłość przelała na niego. Lubię przecież i kocham swoje dzieci i wnuki. Ale wszystko oddałam jemu. Babcia to zawsze, jak mówię — na końcu. Na ile to możliwe, to człowiek Go usprawnia. Gdyby była taka możliwość, żeby Mu zmienić głowę — to by Go uratowało. Jemu nie rozwinął się chromosom 7. Ma tylko połowę półkuli mózgu.”
A gdzie jest mama Dominika?
Ma swoją rodzinę, dzieci.
Nie ma jej tutaj — po prostu nie dała rady?
Ja wiem, czy nie dała rady? Zawsze ja mu pomagałam, w szpitalach zawsze byłam ja — nie ona. Jak mały miał 12 lat, to zapytałam czy może teraz oni nie wzięliby Go do siebie i się nim zaopiekowali, ale córka nie chciała. Powiedziała, że ona chce być wolna. I odda Go do ośrodka. A ja, że to niemożliwe. Że dziecko tyle lat będące w rodzinie, w ośrodku szybko odejdzie. Nie wiem, może kiedyś będzie miała inne zdanie. Na razie się nim nie interesuje. No trudno.
Bywa tu czasem?
Nie. Kiedyś przyjeżdżała, jak czegoś potrzebowała. Ma dwójkę dzieci. Starsza wnusia zna Dominika, a młodsze nie. Mama mówiła im, że to dziecko Babci. Natalka tu kiedyś bywała, tak się troszczyła o niego, chciała nakarmić, napoić. Prosiła: „Babciu przyjedź z Dominikiem”. Ale mama nie pozwala się im widywać. Winiła mnie o wszystko…
Córka winiła Panią?
Sprawa była w sądzie. Do sądu sprawę skierował szpital. Otarło się o policję. Stan Dominiczka był ciężki. Nie chciała podpisać zgody na jego pobyt w szpitalu, na zrobienie badań, leczenie… A ja nie mogłam, bo nie miałam praw rodzicielskich. Ona w ciąży źle się czuła i byłam z nią u niejednego lekarza, nawet prywatnie, bo czułam, że coś nie jest tak. Nie chciała jeść, źle wyglądała. Ale oni nic nie wykryli, dopiero dwa tygodnie przed urodzeniem dowiedziałyśmy, że dziecko ma rozszczep podniebienia i inne powikłania. Ale co zrobić? Jest, żyje, trzeba się nim zająć. Prawda, Dominik? Nie jestem z tych osób, które chcą się pozbyć problemu. Że po co mam się obciążać, zajmować, skoro sama źle się czuję i mam 72 lata… Póki człowiek chodzi, póki jeszcze może, póki ktoś tam czuwa nad nami — trzeba się dzieckiem zająć.
Co jest najtrudniejsze?
Wie Pani, jakbym tak miała powiedzieć, to… wszystko. Dokładnie wszystko. Naprawdę. Najbardziej mnie właśnie przeraża jego choroba. Ta wada. On nie chodzi, nie siedzi, nie mówi. Są kłopoty z przełykaniem, z układem moczowym i oddechowym, z jelitami i z sercem. On ma wszystkie te wady. Ma nietolerancję pokarmową, lekową… Naprawdę jest ciężko. Dźwigałam Go w dzień i w nocy. Bo on, jak spał pół godziny, to wszytsko. Bo Go bolało. Żołądek, jelito, pęcherz, nerka, głowa. Wybroczyny ma czasem na twarzy z nadciśnienia, to ból niesamowity… Dominik odchodził już chyba ze trzy razy. Ale to jeszcze nie ten czas, prawda, Dominik? Babcia żyje, to Ty też! Może pójdziemy razem, tak?
Co babcia by zrobiła bez Ciebie… Smutno by mi było. Bardzo się babcia przyzwyczaiła do Ciebie. Okropnie… Każdy kocha dziecko, nawet moja córka. Wierzę, że w niej się coś tam przebudzi, przecież tamte dzieci kocha… Może w niej jakieś słoneczko zaświeci.
A tata Dominika?
Nie chce tak źle mówić o córce, ale tata był lepszy, dużo lepszy od niej. Mimo, że miał dużo pracy, on dużo przy Dominiku zrobił. Zajmował się nim.
Teraz Dominik ma tylko Panią?
Ja bym mu dała — wie Pani co? Gwiazdkę z nieba bym mu dała. Tyle leków, lekarzy, sprzętu, żywności… Mówię: Boże, zesłałeś dziecko, tylko gdzie żeś lekarza dla niego zgubił po drodze?
Czy ktoś Pani pomaga?
Tak. Syn, najmłodszy. On ma żonę, swoje dziecko i mają też drugie, chore, z wodogłowiem. Ale to nie jego dziecko. On się ożenił, kiedy ona już je miała. Ja nie byłam wcale przeciwna, tylko mówiłam, żeby sobie zdawał sprawę, co to jest żyć z chorym dzieckiem. Powiedział, że sobie zdaje.
I pomaga przy Dominiku…
Tak. O tu są nawet razem z Dominikiem na zdjęciu. Wujek Marcin.
Myśli Pani, że mężczyznom trudniej znosić takie poświęcenie?
Ja wiem, czy trudniej? Mi się wydaje, że kobieta niby jest słabsza, ale umie lepiej podejść do dziecka. Trzeba mu się uważnie przyjrzeć, to się zobaczy, co mu dolega. Nawet mnie lekarze pytają, skąd ja wiem.
Jak się pani z nim kontaktuje?
Wzrokowo. Wystarczy, że spojrzę w jego oczy i wiem, że coś jest nie tak. Rozpoznam po jego oczach, gdy jest bardzo ciężko.
Dominiku — co najlepszego dajesz babci?
Radość, radość, powiedz. Babcia się cieszy. Okropnie. Gadamy sobie.
Komunikujecie się z Dominikiem w innych sprawach?
Pewnie! Cieszymy się! Strasznie się cieszymy. Tak bardzo żeśmy się cieszyli, jak wróciłamz rozprawy, pamiętam. Nie wiem, co się stało. Naprawdę, nie wiem. Bardzo źle córka o mnie mówiła na sprawie, nie wiem dlaczego, ale… to nie ma znaczenia. Przyszłam i zaczęłam mu wszystko opowiadać, jak było i coś się stało takiego… Takie uczucie było, jakby się zjawił jakiś anioł. Uniósł nas w górę. Nie wiem, co to było, nie mam pojęcia. Było miło, ciepło, wesoło, jasno, radośnie. Nieważne, co było, że padły brzydkie, niesprawiedliwe słowa, to w ogóle odeszło ode mnie, przestało mieć znaczenie. Może to była po prostu taka wielka radość, że nareszcie Dominik jest mój.
To była sprawa o przejęcie praw rodzicielskich nad Dominikiem?
Tak — stałam się jego rodziną zastępczą. I przyszłam mu to powiedzieć. Leżeliśmy, tuliliśmy się i on się tak cieszył, tak cieszył… ja też się tak cieszyłam i nagle jakby znalazłam się
w innym świecie. Nam dobrze jest razem. Babcia Cię kocha, a Ty babcię! Tak? Tulisz babcię, ciągniesz za sukienki, urywasz ramiączka, ale to nic, sukienkę się zeszyje. Tak!?
Oprócz syna ktoś pomaga?
Nie. Nie ma nikogo.
Jak ludzie reagują na Dominika?
Ciekawość. I litość. Ale ja nie chcę litości Po co? Nie lubię. Nie lubię, jak ktoś patrzy — ja wiem, że on jest inny i stąd taka ciekawość. Ale przykro mi jak ktoś trąca drugiego i pokazuje: „O zobacz!”. I zagląda do wózka. To jest trochę przykre, choć właściwie już nie zwracam na to uwagi.
Czego Pani brakuje?
Może kogoś, z kim mogłabym porozmawiać, posiedzieć, może gdzieś wyjść sobie pomarzyć. Do lasu? Może jakieś drzewo przytulić do siebie. Materialnie też nie jest lekko.
Kiedyś, jak wnuczek jeszcze przychodził, to zapytał:
— Babcia, a co ty tam jesz?
— Kaszę z cebulą.
— A na zupkę?
— Też kaszę.
Są miesiące, że jest bardzo ciężko. On dużo potrzebuje i wszystko dla niego idzie. Wersalkę muszę na zamówienie robić, bo jest alergikiem. To samo pościel przeciwalergiczna.
Pralka chodzi cały czas. Wózek to 12 000 zł. Podkłady, pieluszki, chusteczki, tego idzie tak dużo. To samo z lekami i z odżywkami. On je jak małe dziecko, co 3 godziny. Hospicjum pomaga. Ale jak mam pieluszki jeszcze, a oni mi dają, to mówię — dajcie innym — ja jeszcze mam, a inne dzieci mogą akurat nie mieć.
Kim Pani jest z zawodu?
Plastykiem. Tak, malarstwo to była moja pasja. Ale chyba już to gdzieś straciłam. To już 14 lat. Tak się na Dominiku skupiłam, że aż byłam chora od tego. Naprawdę, dostawałam ataków złości. Lekarz zrobił coś nie tak, pielęgniarka nie tak, źle Go położyła, nie tak Go złapała… Wpadłam w coś złego, nie wiem, co się ze mną działo. Nie mówiłam tego, ale miałam to w sobie. Pokazywałam to swoim zachowaniem. Ja chyba pragnęłam uzdrowienia. O to walczyłam. A to jest przecież niemożliwe.
Gdyby miała Pani podsumować ten czas, odkąd pojawił się Dominik?
To jest tak, jakby mojego życia nie było wcale. To jest coś takiego. Po prostu nie pamiętam mojego wcześniejszego życia. Tego, jak byłam młoda, pracowałam, jak wyszłam za mąż, jak urodziły się dzieci. To jakby zostało gdzieś po drodze. I zanikło. Moje życie zanikło. Została tylko miłość.
Rozmawiała Paula Rettinger
Pani Ireno. Czas zatrzymał się dla Pani i dla Dominika. Tak musiało być. Wierzę, że Dominik kocha Babcię, tylko nie potrafi tego powiedzieć. Aniołowie nad Panią czuwają i będą nadal. Trzymam kciuki za Pani siłę, zdrowie, by nadal była Pani razem z wnuczkiem. Pozdrawiam najserdeczniej i życzę z całego serca, by stał się cud, ponieważ wiara i nadzieja umierają ostatnie. Jest Pani wzorem cudownej Babci.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!