Antyporadnik rodzica

Antyporadnik rodzica

by -

W pędzie codzi­en­nych obow­iązków zapom­i­namy, że dziecko to mały człowiek, który na każdym kroku potrze­bu­je miłoś­ci, wspar­cia, poczu­cia bez­pieczeńst­wa oraz zrozu­mienia. Oto 6 naj­cięższych i najczę­sciej popeł­ni­anych błędów, które zabi­ja­ją w dzieci­ach wiarę we własne możli­woś­ci i chęć odkry­wa­nia przez nie świa­ta.  Nie dołuj – moty­wuj!

1. (Nie)bezpieczeństwo

Dzieci częs­to się boją. Nie tylko ciem­noś­ci i pot­worów pod łóżkiem. Boją się poraż­ki. Boją się ośmieszenia. Boją się, że ktoś ich nie pol­u­bi.

Co możesz z tym zro­bić?

Jeśli masz syna, który mówi Ci, że się boi, powiedz mu: Tylko baby się boją! Jesteś babą? To sprawi, że w jed­nym zda­niu przekażesz mu 3 komu­nikaty:

  • nigdy nie mów o swoich emoc­jach, wsty­dź się ich,
  • stra­ch nie jest męs­ki — mężczyz­na nie powinien się bać,
  • zaw­iodłeś mnie i wstyd mi za Two­je zachowanie.

Najlep­szym sposobem zdołowa­nia dziec­ka jest nie dostrze­gać jego prob­lemów i emocji. Jeśli kilka­naś­cie albo kilka­set razy powtórzysz taki lub podob­ny komu­nikat, Twój syn następ­nym razem w ogóle nie będzie z Tobą chci­ał roz­maw­iać o swoich emoc­jach. Na pewno nie powie Ci już więcej, że się boi. Na dłuższą metę wyro­bi sobie też zdanie o kobi­etach – że są słabe i stra­ch­li­we. Sam może zachowywać się agresy­wnie, aby kamu­flować lęk, który w nim miesz­ka.

Jeśli masz córkę — możesz śmi­ało zba­gatelizować jej stra­ch: Oj, wymyślasz i jak zawsze prze­sadza­sz! To nic wielkiego! Te słowa mają ogrom­ną moc dołowa­nia.

Przyjrzyjmy się temu zda­niu. Po pier­wsze “Oj, wymyślasz sobie” i “to nic wielkiego!” to negac­ja komu­nikatu dziec­ka. Jed­nym słowem mówisz mu, że… kłamie. A dodatkowo nie pozwalasz dziecku odczuwać emocji.

Po drugie, sfor­mułowa­nia typu: „jak zawsze”, “nigdy” czy “każdy”, czyli tzw. wielkie kwan­ty­fika­to­ry, również są bard­zo użyteczne w dołowa­niu. Przy­puśćmy, że Two­je­mu dziecku zdarza się dostać w szkole jedynkę. I choć  znacznie częś­ciej  jest oce­ni­any na 3 lub 4 — możesz powiedzieć mu: Ty się nie umiesz porząd­nie nauczyć? Zawsze musisz przynieść pałę? W ten sposób szy­bko włączysz dziecko w kat­e­gorię “tych, którzy dosta­ją jedyn­ki”. Z pewnoś­cią poczu­je się niedoce­nione i skrzy­wd­zone.

Wiel­ki kwan­ty­fika­tor dzi­ała zawsze  i w każdej sytu­acji. Możesz go też wyko­rzys­tać pod­czas kłót­ni z mężem albo żoną: Two­ja mamu­sia zawsze musi się wtrą­cać, praw­da? Ty nigdy nie ruszysz się, żeby mi pomóc?!  Z teś­ciową: Tak sobie wychowałaś syn­ka, że nigdy nawet śmieci nie wyrzu­ci!

Efekt może być różny: możesz kogoś wpędz­ić w poczu­cie winy i spraw­ić, że zamknie się w sobie. Możesz wywołać kłót­nie, doprowadz­ić do roz­wodu albo do uciecz­ki dziec­ka z domu, kiedy czara goryczy się przele­je. Wszys­tko zależy od Ciebie.

 Pod­stawą pra­cy z dzieck­iem jest bez­piecz­na relac­ja, w której dziecko czu­je się akcep­towane. Part­nerst­wo wyraża się we wza­jem­nym słucha­niu się, roz­mowie opartej na otwartej komu­nikacji, gdzie zdanie każdej strony się liczy i każdy ma pra­wo je wypowiedzieć. Prze­moc w jakiejkol­wiek postaci, Gom­brow­ic­zowskie upu­pi­anie — nie ma tu miejs­ca. Dorosły to Przy­ja­ciel. To ktoś, kto stara się rozu­mieć — a nie oce­ni­ać.

2. Twar­da ręka albo rób­ta co chc­eta

Szkoły są dwie: trzy­mać dziecko krótko na smy­czy albo dać mu abso­lut­ną wol­ność.

Wari­ant pier­wszy: narzu­caj zasady, na nic nie pozwalaj, strasz, a przede wszys­tkim ograniczaj, ograniczaj, ograniczaj. Każ za każde przewinie­nie, najlepiej bez wysłucha­nia przy­czyny. Jed­nym słowem, wprowadź rządy twardej ręki.

Co osiąg­niesz dzię­ki tej metodzie? Z Two­jego dziec­ka wyrośnie stra­ch­li­wy dorosły, bez inic­jaty­wy oraz umiejęt­noś­ci kry­ty­cznego myśle­nia. Za to będzie go moż­na łat­wo kon­trolować, pouczać i ułożyć mu życie tak, jak Ci się podo­ba. Pewnie nigdy nie będzie szczęśli­wy z wyuc­zonym wewnętrznym przy­musem, by robić to, co mu każą. Pewnie nigdy nie będzie czuł, że jego życie należy do niego samego. Ale w zami­an: nawet nie pomyśli, żeby Ci się sprze­ci­wić.

Jest też dru­ga możli­wość – bunt. Dziecko zacznie kon­testować słuszność narzu­conych przez Ciebie zasad. Oczy­wiś­cie jako rodz­ic będziesz chci­ał ten sprze­ciw zdusić w zar­o­d­ku, ale to tylko spotęgu­je bun­town­icze reakc­je dziec­ka. Kol­czyk w dzi­wnym miejs­cu, tat­u­aż czy wagarowanie — to tylko pier­wsze jego ozna­ki. Nie próbuj wtedy z dzieck­iem roz­maw­iać , bo prze­cież i tak nie ma nic do powiedzenia. Pod­kreślaj, że Ty tu rządzisz i siłą zmuszaj do posłuszeńst­wa.  Pewnego dnia być może zapy­tasz siebie, czemu Two­je dorosłe już dziecko nie ma z Tobą żad­nej więzi. A prze­cież chci­ałeś dobrze.

Dru­ga szkoła opiera się na pode­jś­ciu “rób­ta co chc­eta”. Dajesz dziecku abso­lut­ną wol­ność.  W domu nie panu­ją żadne zasady, a mówiąc pre­cyzyjniej, nie są one ujaw­ni­ane, a co za tym idzie dziecko ich nie zna.

Wyobraź sobie, że pojechałeś do obcego kra­ju nie zna­jąc tamte­jszej kul­tu­ry i stan­dard­ów zachowa­nia się. Nie wiesz, co Ci wol­no, a czego nie. Czu­jesz się zagu­biony. I tak czu­je się dziecko, które nie wie, jakie reguły panu­ją w jego domu.

Wyobraź sobie sytu­ację, w której two­je dziecko nie chce umyć zębów. Odpowiadasz: „Dobrze, ale jutro już Ci nie odpuszczę.” I uśmiechasz się przy tym żar­to­bli­wie. Two­je dziecko dowiadu­je się, że:

  • może negocjować nawet w tak ważnych kwes­t­i­ach jak dban­ie o higienę,
  • jeśli moja mama mnie kar­ci i jed­nocześnie się uśmiecha – nie ma co trak­tować jej słów poważnie.

Kiedy rodz­ic nie czu­je się kom­for­towo, staw­ia­jąc dziecku granicę lub zwraca­jąc mu uwagę, częs­to uśmiecha się, by złagodz­ić brzmie­nie komu­nikatu. A dziecko dosta­je syg­nał: nie umiem od Ciebie wyma­gać, nie potrafię staw­iać granic, możesz mnie ignorować.

Rodz­ice „rób­ta co chc­eta” pozwala­ją dziecku niemal na wszys­tko: granie na kom­put­erze czy oglą­danie telewiz­ji do woli, prze­by­wanie poza domem do póź­na czy jedze­nie słody­czy zaraz przed posiłkiem. Dziecko uważa, że mama i tata są kochani. Praw­da, że to miłe? Warto jed­nak dodać, że w ten sposób mały człowiek może też Wami manip­u­lować. “Mamu­siu, jesteś najlep­szą mamą świa­ta. Poz­wolisz mi?” I jak tu odmówić?

Sys­tem­aty­czne  stosowanie pode­jś­cia “rób­ta co chc­eta” sprawi, że staw­ian­ie granic będzie coraz trud­niejsze, aż w końcu niemożli­we. A każ­da pró­ba wprowadzenia zasad spot­ka się z płaczem, ataka­mi his­terii, krzykiem lub agresją skierowaną wobec rodz­i­ca. W końcu dziecko nauczy rodz­iców, że nie warto próbować, jeśli chce się mieć spokój. Pole­cam metodę “rób­ta co chc­eta” każde­mu rodz­i­cowi, który chce stracić kon­trolę nad dzieck­iem. Naprawdę dzi­ała.

3. Nie! Nie! Nie!

Nic nie potrafisz! Wszys­tko jest źle! Znowu nie umiesz!

Zdołowanie dziec­ka jest łatwe, kiedy uży­wasz odpowied­niego języ­ka. Doskonale nada­ją się do tego wielkie kwan­ty­fika­to­ry, takie jak „zawsze”, „nigdy” i tym podob­ne.

Każdy oce­ni­a­ją­cy komu­nikat wzmac­nia poczu­cie bez­nadziejnoś­ci dziec­ka. Wystar­czy powiedzieć: „Nie spodziewam się, że potrafisz to zro­bić”, „Nigdy Ci się to nie udało i ter­az też się nie uda”. Po czymś takim  dziecku od razu odechce się pode­j­mowa­nia jakiejkol­wiek pró­by dzi­ała­nia. Negaty­w­na oce­na oraz pro­rokowanie poraż­ki odbiera mu inic­jaty­wę. Chcąc maksy­mal­nie wyko­rzys­tać swo­ją pozy­cję rodz­i­ca, by zdołować dziecko, możesz użyć strate­gii bom­bar­dowa­nia negaty­wny­mi komu­nikata­mi. Jak to wyglą­da? Wyobraź sobie, że dziecko przy­chodzi ze szkoły przygnębione. Jak możesz zareagować, żeby pognębić dziecko?

Rodz­ic: co? znowu jedyn­ka?!

Dziecko: nie jest tak źle — tylko dwó­ja…

Rodz­ic: tylko? czy ty wiesz, ile już masz dwój? ja nie wiem, co mam z Tobą zro­bić! Ty chy­ba jesteś jak­iś ogranic­zony!

Dziecko: wcale nie…

Rodz­ic: nie kłóć się ze mną! I jak ty siedzisz? Nie garb się! Masz zupę!

Dziecko: nie chcę…

Rodz­ic: nie pyskuj! Masz zjeść! Mówiłam Ci nie garb się! Nie baw się jedze­niem! I nie krzyw się!

Dziecko: ale ja nie lubię…

Rodz­ic: nie dysku­tuj!

Pier­wsze zdanie już ustaw­ia roz­mowę. “Znowu jedyn­ka” — jeszcze nie wiemy, co się dokład­nie wydarzyło, ale już oce­ni­amy. ” Ty chy­ba jesteś jak­iś ogranic­zony!” — nieza­wodne zdanie, które jest klasy­czną for­mą oce­ny człowieka, a nie zachowa­nia. Kry­tyku­jąc zachowanie , daje­my dziecku syg­nał: wszys­tko z Tobą ok, a to jak się zachowu­jesz zawsze możesz popraw­ić. Ale kry­tyku­jąc osobę, przy­czepi­amy jej etyki­etę, np. “kre­tyn”, „głupi”  czy „bez­nadziejny”. Komu­nikat „jesteś kre­tynem” bardziej zdołu­je niż  „zachowu­jesz się jak kre­tyn”, bo ten pier­wszy sugeru­je, że sko­ro kimś jestem, nie mogę tego zmienić. Jestem Polakiem, niewysoką kobi­etą, jestem łysy – z tym niewiele moż­na zro­bić.

I na koniec :strate­gia bom­bar­dowa­nia. “Nie garb się, nie baw się jedze­niem, nie krzyw się”. Kiedy dziecko wciąż słyszy nie rób tego, nie rób tamtego — zaczy­na się zas­tanaw­iać, czy w ogóle cokol­wiek mu wol­no i czy cokol­wiek robi dobrze. Dłu­gotr­wałe bom­bar­dowanie dziec­ka negaty­wny­mi komu­nikata­mi obniża jego poczu­cie spraw­c­zoś­ci oraz zamy­ka je na dia­log. Dziecko czu­je, że jego zdanie się nie liczy. Bo prze­cież ma “nie dysku­tować!”

Dba­jmy o język komu­nikowa­nia się. Wiemy, że pozy­ty­w­na komu­nikac­ja jest kluczem do efek­ty­wnego wspiera­nia roz­wo­ju dziec­ka i budowa­nia jego poczu­cia włas­nej wartoś­ci. Zami­ast pouczać i kry­tykować — staramy się dostrze­gać i zrozu­mieć.

4. Nie dostrze­gaj sukcesów — dostrze­gaj poraż­ki!

Najprost­szym sposobem zdołowa­nia dziec­ka jest pod­kreślanie porażek, jakich w życiu doświad­cza oraz całkowite ignorowanie  jego sukcesów.

Fan­tasty­cznie dzi­ała kry­tykowanie dziec­ka przy innych osobach oraz z pozoru niewinne wyśmiewanie się z dziec­ka. Wywołu­je to u niego poczu­cie utraty twarzy i umac­nia w poczu­ciu włas­nej bez­nadziejnoś­ci. “Znowu Ci się nie udało! Mówiłem Ci, że się do tego nie nada­jesz!” — to komu­nikat, który niezwyk­le pod­ci­na skrzy­dła. Dziecko z dużą ufnoś­cią trak­tu­je to, co mówi rodz­ic. Uważa słowa rodz­i­ca za niek­wes­t­ionowaną prawdę.A pamię­tasz, jak wszys­tkie dzieci potrafiły już jeźdz­ić na row­erze, tylko Ty nie?”, „Kiedyś tak zsikałeś się do łóż­ka na kolonii, że aż mat­er­ac zaczął prze­ciekać!”,  „Wychowaw­czyni powiedzi­ała, że boisz się ciem­noś­ci” — im częś­ciej  przy­pom­i­nane są dziecku jego poraż­ki, szczegól­nie w obec­noś­ci rodziny czy kolegów, tym bardziej samooce­na dziec­ka obniża się.

Jeśli do porażek dodamy strate­gię negowa­nia sukcesów — otrzy­mamy bard­zo sil­ną kom­bi­nację zabi­ja­nia w dziecku wiary w siebie. Wystar­czy umniejszać wartość sukcesów. Wyobraź sobie, że dziecko wraca z piątką do domu dumne z siebie. Aby zabić tę dumę wystar­czy powiedzieć: “Wresz­cie jakaś piąt­ka! Już myślałem, że nigdy Ci się nie uda”.

Mis­tr­zost­wem  dołowa­nia będzie nato­mi­ast zabi­janie pasji dziec­ka. Przy­puśćmy, że cór­ka przy­chodzi pokazać swój rysunek, nad którym dłu­go pra­cow­ała. Oczeku­je pochwały, a zami­ast tego słyszy: „Artys­t­ki to z Ciebie nie będzie. Zami­ast marnować czas — idź się pouczyć!” Kole­jnego rysunku — jeśli w ogóle jak­iś pow­stanie — może­my już nie zobaczyć. Pow­tarzanie takich komu­nikatów sprawi, że dziecko uwierzy, że jest do niczego. Co więcej, przy­pom­i­nanie mu o porażkach i niedostrze­ganie sukcesów może także doprowadz­ić do syn­dro­mu wyuc­zonej bezrad­noś­ci. Jeśli wszys­tko, co robi dziecko, etyki­etowane jest przez dorosłych jako “poraż­ka”, w końcu dojdzie ono do przeko­na­nia, że czegokol­wiek nie robi, ma porażkę. Przes­ta­je inicjować dzi­ała­nia, gdyż w jego umyśle jest przeko­nanie, że i tak się nie uda. A sko­ro się nie uda — nie ma po co próbować. Dziecko traci poczu­cie kon­troli i wpły­wu na rzeczy­wis­tość – zami­ast tego biernie się jej pod­da­je.

Dostrze­ganie sukcesów to wspani­ała meto­da budowa­nia poczu­cia włas­nej wartoś­ci u dziec­ka.

5. Odbier­aj samodziel­ność myśle­nia

Ist­nieje bard­zo prosty sposób, by wychować ego­istę. Część rodz­iców tak kocha swo­je dzieci, że potrafi je zde­mor­al­i­zować tą miłoś­cią. Nie jest to wcale trudne. Każde­mu z nas może się to udać. Wystar­czy tylko przestrze­gać kilku zasad.

Po pier­wsze: dawać i nie oczeki­wać niczego w zami­an. Wyobraźmy sobie dziecko, które nie ma w domu żad­nych obow­iązków, które w żaden sposób nie poma­ga domown­ikom. A nawet jeśli chce pomóc — tak, dzieci częs­to chcą poma­gać innym — to słyszy, że nie trze­ba. Nie zdziw się, jeśli z cza­sem dziecko nie będzie w ogóle pytać, czy może pomóc. Prze­cież nauczy się, że “nie trze­ba”. W dorosłym życiu będzie oczeki­wało, że inni też będą pra­cow­ać za niego.

Jest jeszcze drugie dno “wyręcza­nia”. Dzieci chcą być samodzielne, szczegól­nie te małe. Widać to zwłaszcza u dwu­latków, które sil­nie man­i­fes­tu­ją swo­ją odręb­ność i wszys­tko chcą robić “siame”. Ale na początku im nie wychodzi. Liter­ka B pisana przez przed­szko­la­ka ma nierówne brzusz­ki, a lus­tro jest umyte tylko do połowy, bo wyżej dziecko nie się­ga. Co powiedzieć w takich sytu­ac­jach, żeby zabić w dziecku chęć poma­gania i samodziel­nego dzi­ała­nia? Pro­ponu­ję komu­nikat: “No, nie wyglą­da to dobrze. Nie bierz się za to następ­nym razem, bo jesteś za mały”.

Uczu­cie satys­fakcji z wyko­nanego zada­nia naty­ch­mi­ast minie, a w jego miejs­cu pojawi się rozczarowanie. Dziecko pomyśli, że fak­ty­cznie się do tego nie nada­je. A kil­ka podob­nych komu­nikatów w odpowiedzi na niedoskon­ałe dzi­ała­nia dziec­ka sprawi, że zacznie o sobie myśleć: “nie potrafię nic dobrze zro­bić”.  Wyręczanie dziec­ka na każdym kroku zaowocu­je bierną postawą i trud­noś­cią w dos­tosowa­niu się do wyma­gań, które nieuchron­nie staną przed dzieck­iem w dorosłym życiu.

Wspól­nie z dzieck­iem zas­tanów się, czego uczy nas poraż­ka i jak może­my wyciągnąć z niej lekcję. W ten sposób poraż­ka sta­je się dro­gowskazem do sukce­su.

6. Nie kom­bin­uj!

Rób tak, jak Cię nauczyli. I nie kom­bin­uj!” — nierzad­ko słyszy się taki komu­nikat skierowany do dziec­ka. Jest doskon­ały, by powoli zabi­jać w dziecku kreaty­wność.

Dzieci mają nat­u­ral­ną potrze­bę zadawa­nia pytań, poz­nawa­nia świa­ta, rozkłada­nia wszys­tkiego na czyn­ni­ki pier­wsze i… właśnie kom­bi­nowa­nia. W psy­chologii nazy­wa się to dociek­li­woś­cią poz­naw­czą  — dzieci szuka­ją prawdy. Dzieciom także przyp­isu­je się wyso­ki poziom kreaty­wnoś­ci, wrod­zonej pomysłowoś­ci, który może­my skutecznie i sys­tem­aty­cznie tłam­sić.

Pier­wsza rada, to ganie­nie za prze­jawy kreaty­wnoś­ci. Kiedy dziecko przy­chodzi i pyta: „Tato, a dlaczego słońce nie świeci w nocy?”, odpowiedz: „bo tak”. Jeśli dziecko się nie zrazi i będzie pytało dalej, możesz powiedzieć: „Nie bądź taka ciekawska! Idź się baw­ić i przes­tań zadawać głupie pyta­nia…”

Nie bądź taka ciekawska” i „głupie pyta­nia” — takie komu­nikaty są dla dziec­ka infor­ma­cją, że staw­ian­ie pytań i dociekanie jest złe i den­er­wu­je innych. Fak­tem jest, że dzieci z wiekiem staw­ia­ją coraz mniej pytań i coraz mniej rzeczy pod­da­ją w wąt­pli­wość. W szkole uczą się schematów. Mają odgad­nąć, co Słowac­ki miał na myśli, zupełnie tak, jak­by to była jedy­na i obow­iązu­ją­ca inter­pre­tac­ja wier­sza. To zamy­ka drogę do kry­ty­cznego myśle­nia.

A zatem nic prost­szego: zdołuj dziecko, kry­tyku­jąc jego pomysły. Utożsami­aj kreaty­wność z pejo­raty­wnym “kom­bi­nowaniem”, a dziecko oduczy się szuka­nia nowych rozwiązań. Stanie się w dorosłym życiu biernym odbior­cą wykonu­ją­cym polece­nia — częs­to bezmyśl­nie, bo tak stanowi pro­ce­du­ra.

 Gdy­ban­ie, zabawa pyta­ni­a­mi, kreaty­wne roz­grzew­ki umysłowe i twór­cze metody nau­ki — to wszys­tko jest przestrzenią do kreaty­wnego dzi­ała­nia

Autorką tek­stu jest psy­cholog Anna Wilczyńs­ka, dyrek­tor AKADEMII PRZYSZŁOŚCI.

Akademia Przyszłoś­ci to bezpośred­nia relac­ja miedzy dar­czyńcą, wolon­tar­iuszem i dzieck­iem. Kupu­jąc Indeks dar­czyń­ca wspiera konkretne, wybrane przez siebie dziecko.  Sam decy­du­je czy chce pomóc malu­chowi, który chce być hodow­cą świnek. Na każdych zaję­ci­ach do Indek­su Sukcesów, spec­jal­nej książecz­ki, wolon­tar­iusz wpisu­je jakieś osiąg­nię­cie swo­jego ucz­nia. To sukcesy takie jak pier­wsza w życiu piąt­ka w szkole czy zgłosze­nie się do tabl­i­cy. Oprócz tego dzieci uczest­niczą w różnych wydarzeni­ach i imprezach, spo­tyka­ją się z gwiaz­da­mi, odwiedza­ją uczel­nie i wielkie firmy. Mogą nawet zasiąść w fotelu preze­sa! Dzię­ki temu świat, który wydawał im się niedostęp­ny, nagle zna­j­du­je się w zasięgu ręki!

Zarad­na-mama zbiera pieniądze na indeks dla 8‑letniej Sandry, która w szkole ma prob­le­my z językiem pol­skim, a w przyszłoś­ci planu­je zostać sprzedaw­cą i w sym­pa­ty­czny sposób zachę­cać klien­tów do zakupu. Jeśli chcesz jej pomóć kliknij TUTAJ

BRAK KOMENTARZY

Dodaj komentarz