Potęga sukcesu

Potęga sukcesu

by -

Chować się albo wybiec i krzy­czeć ile wlezie… na to ma ochotę mama, kiedy zawodzi jej zarad­ność:) Jest kil­ka typów matek, jedne z przy­jem­noś­cią odd­a­ją i poświę­ca­ją się dziecku, rezygnu­jąc z pra­cy zawodowej, inne kom­plet­nie nie odna­j­du­ją się w roli, jeszcze inne nie wiedzą kogo kocha­ją bardziej pracę czy dziecko. Każ­da z nas jest inna. To, co dla mnie było tru­dem dla innych jest pestką. Pod­ję­cie decyzji o powro­cie do pra­cy było trudne, sam powrót — nie mylić z poro­dem znacznie mniej bolesny. Minęły dwa miesiące od mojego powro­tu do redakcji. Dziś na biurku znalazłam kop­ertę z lis­tem, odręcznie pisanym z małym załącznikiem — upominkiem dla Pol­ki — wszys­tko z okazji mojego powro­tu. Bard­zo ale to bard­zo było i nadal jest mi miło. Zawsze to co przy­jemne, spo­ty­ka nas w najm­niej spodziewanym momen­cie. I tak do bogat­ego słown­i­ka naszej cór­ki wskoczyły kole­jne syla­by: “dzyń — dzyń” i “da — da”. Czyli jak maw­iał mój wykład­ow­ca od “Myśli Poli­ty­cznej”, poniedzi­ałek opły­wa w “same sukcesy!”. Częs­to odpowiadam w ten  sposób gdy słyszę pytanie: co sły­chać? Nauczył mnie tego dr Stanisław Zyborow­icz. Na ostat­nich zaję­ci­ach do całej grupy zwró­cił się z prośbą: „Jeśli spotkamy się kiedyś, na przykład w samolocie do Nowego Jorku, i zapy­tam: »Co sły­chać?«, błagam, nie opowiada­j­cie mi o chorobach, roz­wodach i innych prob­lemach”. Więc kiedy odpowiadam zna­jomym, że u mnie same sukcesy, robią wielkie oczy ze zdzi­wienia, że nie narzekam i nie wyle­wam żalów. Kiedy z dr. Zyborow­iczem spotkaliśmy się na uczel­ni, już kil­ka lat po ukończe­niu studiów, i zapy­tał mnie: „Co sły­chać?”, odpowiedzi­ałam: „U mnie, same sukcesy”. „Niemożli­we, u pani też?” – odparł. Zaradne mamy! Uwierz­cie w swo­ją moc, a sukcesy zaczną wal­ić drzwia­mi i okna­mi. Jutro też będzie dzień, a z nim przyjdą nowe wyzwa­nia i sukcesy rzecz jas­na:) dobra­noc.

Ps. Mam już kil­ka Waszych “brzuchatych zdjęć”. Z niecier­pli­woś­cią czekam na kole­jne.

PODOBNE ARTYKUŁY

2 KOMENTARZE

  1. Nie ma to ja głowa peł­na optymiz­mu.:)) Powroty są trudne, bo nie wiemy jak nas przyjmą. Dla niek­tórych współpra­cown­ików jesteśmy jak ufolud­ki (tak miałam) Nie rozu­mieją nas i tego, że ter­az mamy inne pri­o­ry­te­ty. Dlaczego tak jest? Nikt tego nie zbadał, ale pode­jrze­wam, że to zwycza­j­na zaz­drość. Zaradne Mamy, nie prze­j­mu­j­cie się, że koleżan­ki krzy­wo na Was patrzą w pra­cy, że nie pow­itały Was jak byś­cie tego oczeki­wały. Macie w domu najwięk­szy Skarb, który Was kocha bezwarunk­owo i to jak napisała Mag­da, przy­ja­ciele z dale­ka pamię­ta­ją, że wró­ciłaś do pra­cy, że w prze­ci­wieńst­wie do tych przy biurku, jesteś tą samą osobą, tyle że ter­az zarad­ną M. Poz­draw­iam wszys­tkie zaradne, dla których powrót do pra­cy wyda­je się czarnym sce­nar­iuszem. “Nie taki dia­beł straszny jak go malu­ją”

Dodaj komentarz