Dzielna pacjentka

Dzielna pacjentka

by -

Mamy zdrową córkę. Tak brz­mi wynik bilan­su, a to najważniejsze. Ale od początku. Byłyśmy na kon­troli w przy­chod­ni. Na kory­tarzu zaparkowane wóz­ki. Przykute do ściany łańcucha­mi z kłód­ka­mi. W poczekalni tłum rodz­iców z dzieć­mi. Ukrop. Czekamy. Obe­jrza­łyśmy już wszys­tkie obraz­ki na ścian­ie. Przeczy­tałyśmy wszys­tkie ulot­ki. Mimo, że byłyśmy umówione na konkret­ną godz­inę, czekamy już pon­ad 50 min­ut.  Panie w białych far­tuchach zre­lak­sowane, miłe, praw­ie jak na urlop­ie. Pol­ka jest wyraźnie zniecier­pli­wiona, bo mija jej godz­i­na drzem­ki. W końcu otrzy­mu­je­my zaprosze­nie do gabi­ne­tu — w którym zim­no jak na Antark­ty­dzie. Tam Pol­ka ma wskoczyć na wagę i zmierzyć swo­ją strzelis­tość:) Na wagę sia­da swo­bod­nie, ale położyć się na miarce nie chce. W końcu uda­je się. Wychodz­imy. Na kory­tarzu wyda­je się jeszcze bardziej gorą­co niż przed kilko­ma min­u­ta­mi. Czekamy na lekarza. Ktoś na głos komen­tu­je: jaka ona spoko­j­na i cały czas się uśmiecha. Zza drzwi sły­chać płacz. Wchodz­imy. Znów zim­no. Kole­jny raz roz­bier­am ją niemal do rosołu. Zaglą­danie w gardło jest: bleeeeee, leże­nie jeszcze gorsze. “Nie mam żad­nych zas­trzeżeń” rzu­ca pani pedi­atra. Wychodz­imy z iglo i ponown­ie trafi­amy do sauny. Podzi­wiamy nowych “osob­ników” w poczekalni i trady­cyjnie przy­tu­lamy się albo roz­da­je­my jed­na drugiej całusy. Znowu czekamy. W końcu słyszę nasze nazwisko. Brrr zim­no. Jeszcze tylko igła w jed­no ramię, w drugie ramię… i do domu! Mała nie zori­en­towała się, że to czas kiedy powin­na zapłakać. Za to, że była wyjątkowo dziel­na, w nagrodę otrzy­mała koronę. Na szczęś­cie papierową. Dzię­ki temu po zjedze­niu z niej krysz­tałów, na pewno nie będziemy musi­ały tu wracać. Poranek w państ­wowej przy­chod­ni kosz­tował nas jedyne 195 zło­tych. To prze­cież nic — w końcu opieka medy­cz­na w naszym kra­ju jest bez(sen­su)płat­na.

PODOBNE ARTYKUŁY

2 KOMENTARZE

  1. Co do naszej służ­by zdrowia to szko­da gadać. Ja od pon­ad 3 lat nie odwiedz­iłam nawet lekarza rodzin­nego a skład­ki płacę jak wszyscy w tym kra­ju. Kiedy mam iść na kon­trolne bada­nia cho­ci­aż­by do ginekolo­ga to idę pry­wat­nie bo NFZ­towskie gabi­ne­ty mnie prz­er­aża­ją. Zęby też leczę pry­wat­nie, bo jak pomyślę sobie ile musi­ałabym czekać żeby iść na kasę to pewnie wszys­tkie by mi już powypadały…

Dodaj komentarz